sobota, 26 września 2015

Rozdział 8

     Isabelle szła długim korytarzem, próbując wyładować całą wściekłość na marmurowej posadzce, wbijając w nie z furią 10-calowe obcasy. Wpadła do gabinetu brata. Drzwi odleciały tak, że walnęły w ścianę, a Alec podniósł gwałtownie głowę. Zdawał się zaspany, jakby dopiero co ucinał sobie drzemkę. Ta myśl jeszcze bardziej rozwścieczyła Isabelle. Przypadła do brata i złapała go za kołnierz bluzy.
- Cóż ty sobie myślał, żeby pokazywać jej te ciała?! - wykrzyczała mu w twarz. - Przecież to dziecko. Do tego skrzywdzone przez los. Czego ty jeszcze od niej oczekujesz? Chcesz, żeby ci ciała identyfikowała?
-Izzy, uspokój się - jęknął. Kobieta go puściła, ale nadal patrzyła na niego jak na najgorsze ścierwo. Mężczyzna rozmasował obolałą szyję, po czym spojrzał na siostrę. - Naprawdę myślisz, że z własnej woli zaprowadziłbym ją tam? Sama tego chciała. 
- Jak to? Przecież... 
- Jakimś cudem udało jej się dowiedzieć czego dotyczy nasza sprawa.
Isabelle spojrzała na przecierającego dłońmi twarz Aleca i myślała o tej dziewczynie, o jej miłości do powyciąganych, bezkształtnych swetrów i kolorowych włosów, o jej determinacji, by dowiedzieć się czegoś o sobie. Westchnęła cicho i opadła na krzesło.
-Wiesz, że teraz prawdopodobnie będzie chciała iść na każdą akcję z nami - zobaczyła, że Alec otwiera usta, aby odpowiedzieć, ale przerwała mu ruchem ręki. - Tak, wiem. Nie pozwolisz jej na to, co? Pamiętaj jednak, że ona nie nauczyła się działać rozważnie tak jak ty. Działa impulsywnie, chaotycznie, jakby próbowała się rozdzielić na wszystkie strony świata.
Alec uśmiechnął się.
-Wiem, ale pamiętaj, że też nie jest głupia. Potrafi racjonalnie podejść do sytuacji. Po prostu ją ponosi.
- Tak, o dziwo jakimś cudem jeszcze żyje, więc jestem zmuszona wierzyć w jej zaradność i umiejętności walki. Tylko martwi mnie to, że jeśli ona będzie chciała gdzieś iść to Max ruszy za nią, choćby nie wiadomo ile mu zabraniała. Jest między nimi więź silniejsza niż między jakimikolwiek innymi parabatai jakich poznałam.
-Daj spokój, Will i Artur też są blisko siebie, a ich walka jest jedną wielką współpracą. Jak oni obaj walczą to wydaje się, jakby tańczyli we wspólnym tańcu.
Isabelle parsknęła śmiechem. W takich chwilach wyglądała na jeszcze młodszą niż zwykle.
- Zabrzmiało to trochę gejowsko.
-Naprawdę? - spytał Alec z prawdziwym zdumieniem wymalowanym na twarzy. Kobieta machnęła ręką.
-Wybacz, po prostu odkąd się dowiedziałam, że mój syn jest gejem wszystko widzę inaczej.
- Czyżby Max był gejem? - odparł rozbawiony Lightwood. Isabelle pacnęła go w ramię.
- Wiedziałeś wcześniej, prawda? - mruknęła burmusząc się teatralnie.
-Nie, no skąd - powiedział przeciągle Alec, próbując ukryć uśmiech.
Oboje się roześmiali.
-Chodź, pora na zebranie - powiedział Alec, a uśmiech zszedł mu z twarzy. Teraz przed Isabelle stał zdecydowany mężczyzna, gotowy do działania.

***
     Ann stała oparta o jedno z okien w Instytucie. Podsłuchiwała. Właśnie w pokoju obok odbywała się narada nowojorczyków na temat kolejnych zaginięć. Ona powinna być teraz na treningu, ale jakoś nie mogła się przemóc, aby stanąć oko w oko z Danym. Nie po tym jak widziała go, a raczej nie go, martwego albo prawie martwego. Westchnęła. Ciągle nie umiała sobie tego poukładać w głowie. Oparła policzek o chłodną szybę, wyłączając się. I tak wiedziała już dość dużo. Na następny dzień znowu zaplanowano sprawdzenie kolejnego domu, w którym szpiedzy znaleźli ciała.  Zamierzała tylko za nimi pójść. Sprawdzić jak się sprawy mają. Nic strasznego. Nic lekkomyślnego. Przynajmniej tak sobie wmawiała. Nie mogła nikomu powiedzieć. To musiało zostać jej tajemnicą. Sama zamierzała zbadać swoją przeszłość i sprawdzić czy ma co liczyć na przyszłość.
- Co tu robisz? - usłyszała. Otworzyła oczy. Stał przed nią Max.
-Myślę - odpowiedziała cicho. Chłopak westchnął, po czym również oparł się o okno.
-Co zamierzasz? - spytał. Widząc jej zaskoczone spojrzenie, dodał: - Przecież wiem, że podsłuchiwałaś. Chcesz iść z nimi, prawda?
Ann skinęła głową.
-Tak, ale ty mi na to nie pozwolisz - stwierdziła. Chłopak uśmiechnął się leniwie.
-Pozwolę ci, ale weźmiesz mnie ze sobą.
-Max - upomniała go. -Dobrze wiesz, ze z tobą będę bardziej słyszalna niż normalnie. Niestety, ale muszę cię oświecić. Twoje umiejętności szpiegowskie już dawno poszły się kochać.
-Auć - jęknął chłopak. - Jesteś okropna.
-Bywa - odparła, wzruszając ramionami. Max zamyślił się chwilę.
-Powiesz z kim postanowiła się kochać moja umiejętność skradania? 
Ann roześmiała się.
-Jesteś niemożliwy. Z pewnym wilkołakiem o imieniu Michalangelo, który jest marniejącym artystą z aspiracjami na wielkiego gwiazdora muzyki rock'n'rollowej. Ma malutkie mieszkanie na przedmieściach i kocha jak jego kochankowie masują mu stopy po dobrze spędzonej nocy, a w zamian później robi im śniadanie, składające się z krwistego steku. A, i jeszcze jedno. Lubi być na górze - powiedziała z uśmiechem Ann, mrugając psotnie do przyjaciela. Chłopak się zarumienił.
-To żeś dowaliła, wiesz?
-Wiem - pokazała mu język. - To jak, puścisz mnie samą?
-Nie, teraz to jeszcze bardziej jestem pewny, że miewasz naprawdę głupie pomysły. Pójdę z tobą, nawet jeśli postanowisz mnie wcześniej przywiązać do łóżka.
-Myślę, że nasz wilkołaczek użyłby to tego kajdanek. Może różowych? - powiedziała Ann rozbawiona do siebie, za co oberwała od czerwonego na twarzy Maxa.
-Przestań - jęknął nieszczęśnie. Ann poklepała go po ramieniu. 
- Spokojnie, może nie jest taki brutalny jak się wydaje - pocieszyła go z udawanym współczuciem.
-Anna! - krzyknął speszony już do granic możliwości, doprowadzając Ann do histerycznego śmiechu.
- Przepraszam cię. Musiała - powiedziała między pojedynczymi wybuchami śmiechu. 
-Teraz musisz mi pozwolić iść. Zrobiłaś ze mnie ciotę w moich własnych oczach. To nie jest fajne.
-Zgoda.
I ruszyli ramię w ramię w stronę sali treningowej. W drodze dziewczyna zastanawiała się jakby tu pozbyć się przyjaciela, by nie narażać go na coś czego nie rozumie.

5 komentarzy:

  1. Krótki i to bardzo, ale od następnego rozdziału zaczynam tak, jakby kolejną część, więc proszę o wybaczenie. Jak zawsze czekam na wytknięcie mi błędów. Mam nadzieję, że ten rozdział nie jest aż tak tragiczny.
    Buziaki,
    Ann

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest bardzo dobry. Jeśli miał wywołać śmiech to wyszedł świetnie. Dalej się śmieję. Po pierwsze z rozmowy o Maxie, po drugie z wilkołaka imieniem Michelangelo i w ogóle ze wszystkiego.
    Życzę ci wszystkiego, czego tam potrzebujesz, ty mój Romeo (tylko wtajemniczeni zrozumieją xD)
    Caro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miał, miał ;)
      I Michalangelo WCALE nie był zaplanowany. WCALE xD
      Musiałaś mi dowalić tego Romeo, co? Może sobie nick zmienię na...: Romeulia? Romelia? Romea? Byłoby zabawnie xD
      Ann

      Usuń
    2. Owszem, musiałam, bo pasowało mi do sytuacji ;) Tak mi się po prostu skojarzyło z Michelangelo i cała resztą rozdziału.
      Jeszcze raz czego tam sobie życzysz
      Caro

      Usuń
  3. Super!
    Czekam na kolejny rozdział!
    Apropo błędów, to przeczytaj cały rozdział dokładnie (najlepiej za dnia), bo ja z dwa widziałam ;)
    Weny, słodyczy, czasu itd.
    M♥

    OdpowiedzUsuń