Anna stała przed wysokim wieżowcem w samym centrum Manhattanu. Nie miała pojęcia co też można robić tak wysoko, ani dlaczego tak prawie na widoku, ale nie wnikała. Wiedziała, że tam w środku znajduje się Alec i rodzice jej przyjaciół, badający sprawę, która w jakiś sposób dotyczyła jej samej. Skrzywiła się.
- Max, jeśli chcesz się wycofać zrób to teraz. Nie wiem co tam może być i nie wiem czy znajdę tam odpowiedzi czy tylko więcej pytań - powiedziała do stojącego obok chłopaka. Ten nic nie powiedział, milczał. Starał się za analizować wszelkie wiadomości jakie posiadał i połączyć je w jedną, sensowną całość, ale nie bardzo wiedział jak to zrobić. Czuł, że wciąż brakuje mu paru elementów układanki. Ważnych elementów. Westchnął tylko cicho.
- Przecież wiesz, że i tak z tobą pójdę. Pamiętasz siedlisko zdziczałych wilkołaków, które jakimś cudem dorwały małą dziewczynkę i chciały ją skonsumować? Miałaś durny plan, tak naprawdę nie znałaś nawet tej małej, a ja i tak, jak ostatni idiota, polazłem za tobą, bo wiedziałem, że beze mnie sobie nie poradzisz.
Dziewczyna spojrzała na niego, próbując ukryć wdzięczność, która wręcz z niej wypływała. Uśmiechnęła się kącikami ust.
- Dzięki, Maxsiu, ale przypomnę ci, że dodatkowo wezwałeś służby specjalne, czyli Aleca, przez co oboje mieliśmy szlaban na cały rok.
Chłopak powstrzymał śmiech. Wzruszył ramionami rozbawiony.
- Ten rok w sali treningowej przysłużył się moim mięśniom.
- Ty uważaj, żebym ja nie powiedziała jakim konkretnie - mruknęła do siebie, a chłopak parsknął śmiechem. Ann szybko go jednak uciszyła, patrząc na wejście do budynku. Nocni Łowcy pewnie już rozeszli się po budynku. To była odpowiednia pora by wkroczyć i czegoś się dowiedzieć. Wzięła głęboki wdech i wyszła zza samochodu. Max ruszył za nią. W ciszy.
W środku Ann i Max zaczęli powoli weszli do portierni. Nikogo tu nie było. Dziwne. Dziewczyna myślała, że zostawią kogoś na czatach. Zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała, aby nie niepokoić Maxa jeszcze bardziej.
- Może się rozdzielmy? Jak znajdziesz coś dziwnego dasz mi znać - powiedziała, pukając się w kieszeń. Chłopak uśmiechnął się. Oboje wiedzieli o co chodzi.
Max postanowił zostać na dole, a Ann ruszyła do windy. Wsiadła i nacisnęła guzik na pierwsze piętro. Winda ruchała się wolno, a wolna muzyczka lecąca w jej wnętrzu tylko dodatkowo irytowała dziewczynę. W końcu maszyna się zatrzymała, a drzwi zaczęły powoli rozsuwać. Jednak zanim otworzyły się na tyle by mogła wyjść, do środka wsunęła się czyjaś ręka, a za nią całe ciało. Już po chwili stał przed nią wysoki, znajomy mężczyzna o hebanowych włosach, sięgających ramion.
- Zamykaj - syknął do niej, a ona zaskoczona wykonała jego polecenie. W ogóle nie wiedziała co się dzieje. Zauważyła tylko, że mężczyzna dyszy lekko. Oparł się o ścianę windy.
- Jedź na ostatnie piętro. Tam prawdopodobnie znajdziesz to czego szukasz - mruknął, patrząc na Ann. Dziewczyna chciała protestować, ale coś we wzroku mężczyzny mówiło jej, że nie warto.
- Dan, ja... - zaczęła, a;e po chwili dojechali na trzecie piętro. Mężczyzna odepchnął się od ściany i z gracją, której nikt by się nie spodziewał po kimś tak wysokim, wyszedł. Jeszcze zanim drzwi się za nim zamknęły, odwrócił się i powiedział.
- Jakby co, nie widzieliśmy się. JA nic nie powiem na temat twojej tutejszej wizyty, a ty na temat mojej. Zgoda?
I zanim zdołała odpowiedzieć, drzwi się zamknęły, pozostawiając ją z myślami: co on tu robi i czy nie powinien zostać w Instytucie? A potem przed oczami pojawiła jej się twarz widzianego niedawno, prawie martwego mężczyzny. Już wiedziała. Dan również szuka informacji.
***
Ann wysiadła na ostatnim piętrze tak, jak zaproponował jej trener. Korytarz był pusty, ale dziewczyna czuła nieprzyjemne drżenie powietrza. Nie wiedziała skąd się ono brało. Nagle znalazła się w jakiejś dziwnej jaskini. To wrażenie momentalnie zniknęło, ale dziwny niepokój pozostał. Ann zacisnęła palce na łuku, przejeżdżając palcem po wyrytym imieniu w metalicznym materiale. Przełknęła ślinę i poszła naprzód, choć czuła, jakby opór powietrza był większy niż zwykle. Stanęła przed pierwszymi drzwiami. Były uchylone. Z drżącym sercem uchyliła je delikatnie. Nic. Pokój stał pusty. A przy najmniej tak dziewczynie wydało się na pierwszy rzut oka. Dopiero po chwili dostrzegła w kącie niewielkie ciałko. Przełknęła ślinę, próbując okiełznać przerażenie. Zrobiła krok do przodu. Następny. Uklękła przy ciele małego chłopca. Nie oddychał, nie poruszał się. Nie żył. Ręce jej drżały, gdy wyciągnęła je w stronę jego otwartych oczu. Zamknęła mu powieki. Czuła, że choć to mało, to w jakiś sposób oddaje hołd zmarłemu dziecku. Przejechała wzrokiem po bliznach na ciele, paru tatuażach. Widocznie nie przetrwało cierpienia. Albo zabiło je coś zupełnie innego. Ann żałowała, że nie zna imienia dziecka, ale i również cieszyło ją to. Gdy poznajemy czyjeś imię - przywiązujemy się, pomyślała, wstając. Odwróciła się i nie obracając się już za siebie, wyszła z pomieszczenia. W głowie pojawiło się jej pytanie: Dlaczego ja żyję? Jakim cudem to przeżyłam? Zamknęła oczy i oparła się o białą, czystą ścianę. Miała coraz więcej pytań, na które nikt nie mógł odpowiedzieć.
Ja mogę - usłyszała nagle głos. Otworzyła gwałtownie oczy. Nikogo nie zobaczyła. Zmrużyła oczy. Nie wiedziała co robić. Czyj to był głos? - Mogę odpowiedzieć na twoje pytania. Tylko chodź za mną - szeptała pustka miękkim, kobiecym tonem. Ann wbrew sobie ruszyła w kierunku, w stronę którego prowadził ją tajemniczy głos.
I znowu krótki, wiem ://
OdpowiedzUsuńAle rozdział pisany był późno a koniecznie chciałam się wyrobić na tego ósmego, bo w sobotę nie wstawiłam. Ale dziesiątego rozdział dziesiąty na pewno będzie, choćbym miała na gwałt pisać i wyciskać. Postaram się dać dłuższy niż ten i powiem wam, że nawet wiem już co tam będzie. W gruncie rzeczy miało to być już tu, no ale... Tak, chciałam trochę przeciągnąć :P
Buziaki,
Ann
PS I jak zawsze czekam na wychwycenie przez was moich błędów. Tekst jest w ogóle nie betowany :c
Błędów nie widzę, ale szczerze mówiąc jestem wykończona, więc nic dziwnego.
OdpowiedzUsuńNo, no... Dany też? Ciekawa jestem co dalej, ale poczekam do soboty.
Weny, czasu i słodyczy
Caro
Oj, Caro, Caro, Caro...Czas jest tu najbardziej przydatny, bo jak widzisz nawet bez weny mogę coś napisać, wydusić.
UsuńA co do Dany'ego to... to ciekawa historia, ale na inny raz.
Buziaki i dobranoc,
Ann
Piszesz cudownie ale jednak jest pewien błąd...Winda ruchała się wolno zamiast ruszała chyba że to specjalnie ;)
OdpowiedzUsuń