Anna wstała jak zwykle wcześnie, aby pójść pobiegać. O tej porze w pobliskim parku było już pełno Przyziemnych, uprawiających ten sport. Większość miała słuchawki w uszach, niektórzy cicho nucili pod nosem. Jednak Ann biegła w ciszy. Jak co dzień myślała o swoim ostatnim śnie. Ostatnio przestała mówić Alecowi o wszystkich koszmarach jakie ją spotykały, choć kiedyś obiecała powiadamiać go o nich. Ale on jest ostatnio taki zabiegany, myślała, tłumacząc się sama przed sobą.
Gdy wróciła do mieszkania, Aleca już nie było. Wyszedł do Instytutu. Magnus natomiast jeszcze spał. Zresztą jak zawsze. Dziewczyna westchnęła cicho, po czym przebrała się i sama ruszyła na przystanek metra.
Wjeżdżając windą na górę nie mogła się spodziewać takiego powitania jakie zgotowali jej przyjaciele. Gdy tylko drzwi się rozsunęły, Ann pewnie by się przewróciła pod ciężarem przyjaciółki, która nagle na nią wpadła.
-Val... - zaczęła, ale przyjaciółka przerwała jej krótkim pocałunkiem w policzek.
-Też się cieszę, że cię widzę, Ann, ale teraz naprawdę potrzebuję twojej pomocy. Artur ewidentnie chce mnie zgwałcić.
-Też się cieszę, że cię widzę, Ann, ale teraz naprawdę potrzebuję twojej pomocy. Artur ewidentnie chce mnie zgwałcić.
Ann roześmiała się, po czym, pomimo protestów urażonej Val, wyszła z windy, kierując się do sali treningowej. Przyjaciółka podreptała za nią coś tam mamrocząc pod nosem.
Val pozwoliła przyjaciółce przebrać się w strój treningowy, zanim zaciągnęła ją na salę. Wchodząc prawie oberwały nożem od Finy, która trenowała pod czujnym okiem Cassandry. Ann przygryzła wargę, aby się nie roześmiać, gdy Cassie próbowała wytłumaczyć małej jak poprawnie trzymać broń. Wiedziała, że dziewczyna najchętniej rzuciłaby wszystko w diabli i sama poszła w teren, ale otrzymała polecenie, aby pomóc im w szkoleniu, gdyż ich aktualny nauczyciel nie wytrzymał i złożył podanie do Akademii Nocnych Łowców, w której podobno było spokojniej. Ann pamiętała jak się śmiali z Maxem, gdy się o tym dowiedzieli.
Artur i Will stali pod ścianą, szepcząc do siebie konspiracyjnie, a gdy dziewczyny weszły do sali, ten pierwszy spojrzał na Val z uśmiechem typowego zboczeńca. Ann to rozśmieszyło, bo wiedziała, że Art za nic nie tknąłby siostry swojego parabatai, ale Val nie widząc w tym nic śmiesznego, wyrwała nóż Finy, który utknął w ścianie i rzuciła w stronę chłopców. Broń zawirowała w powietrzu i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wbił się w ścianę tuż obok ucha Artura.
-Niezły cel, Val - skomentował to Max, obejmując ramiona dziewczyny. - A teraz przestań dyszeć jak wściekły bizon i zajmij się czymś innym.
Val, która rzeczywiście wydawała z siebie dziwne dźwięki, podniosła dumnie głowę i podeszła do Finy. W ich gronie była najlepsza z rzutu nożem.
Ann uśmiechnęła się do parabatai. Max odwzajemnił uśmiech, po czym rzucił w jej stronę linę. Dziewczyna jęknęła.
-Chyba sobie żartujesz - mruknęła. Chłopak wzruszył ramionami.
-Wiesz, to idzie ci najgorzej, a póki nie załatwią nam nauczyciela nie mamy zorganizowanych zajęć, ani odpowiedniego planu treningu. Musimy jakoś przetrwać.
Artur parsknął śmiechem, na co Will przewrócił oczami. Ann już dawno zauważyła, że najstarszy Herondale jest niezwykle milczący. Dziewczyna nie wiedziała po kim mógł to odziedziczyć.
-Nie mamy nauczyciela, Max, bo ostatnio razem z Ann doprowadziłeś go do szału - powiedział Art z szerokim uśmiechem.
-Za to poprzednia nauczycielka postanowiła odejść na przedwczesną emeryturę z powodu twoich zalotów - odpowiedział Max, pokazując bratu język. Wszyscy się roześmiali, nawet zwykle poważna Cass. Artur uśmiechnął się półgębkiem.
-Po prostu nie była w stanie oprzeć się mojemu urokowi i musiała uciekać, żeby nie popaść w niełaskę.
-Mówisz jak tata - mruknęła Fina, trafiając nożem w tarczę. - Pomyślałby kto, że jesteś jego dzieckiem, a nie wujka Simona.
Jej słowa wywołały kolejną salwę śmiechu.
-Dobra, chyba powinniśmy brać się do roboty - powiedziała w końcu Cassandra. Jako, że była najstarsza to na nią spadała odpowiedzialność przypilnowania grupy dzieciaków. Ann wiedziała, że dziewczyna wolałaby być obecna na kolejnej akcji, którą zorganizowali Nocni Łowcy. Żadne z nich nie znało szczegółów, choć zwykle udawało im się dowiedzieć tego i owego.
Nagle przez Instytut przeszedł dźwięk dzwonka. Wszyscy unieśli głowy i spojrzeli w kierunku wyjścia z sali treningowej. Wszyscy oczekiwali w ciszy. Kto mógł chcieć rozmawiać z Nocnymi Łowcami? Po chwili jednak zaczęli trenować. Tylko Max zauważył, że Ann w między czasie zdążyła wymknąć się z pomieszczenia.
Val pozwoliła przyjaciółce przebrać się w strój treningowy, zanim zaciągnęła ją na salę. Wchodząc prawie oberwały nożem od Finy, która trenowała pod czujnym okiem Cassandry. Ann przygryzła wargę, aby się nie roześmiać, gdy Cassie próbowała wytłumaczyć małej jak poprawnie trzymać broń. Wiedziała, że dziewczyna najchętniej rzuciłaby wszystko w diabli i sama poszła w teren, ale otrzymała polecenie, aby pomóc im w szkoleniu, gdyż ich aktualny nauczyciel nie wytrzymał i złożył podanie do Akademii Nocnych Łowców, w której podobno było spokojniej. Ann pamiętała jak się śmiali z Maxem, gdy się o tym dowiedzieli.
Artur i Will stali pod ścianą, szepcząc do siebie konspiracyjnie, a gdy dziewczyny weszły do sali, ten pierwszy spojrzał na Val z uśmiechem typowego zboczeńca. Ann to rozśmieszyło, bo wiedziała, że Art za nic nie tknąłby siostry swojego parabatai, ale Val nie widząc w tym nic śmiesznego, wyrwała nóż Finy, który utknął w ścianie i rzuciła w stronę chłopców. Broń zawirowała w powietrzu i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wbił się w ścianę tuż obok ucha Artura.
-Niezły cel, Val - skomentował to Max, obejmując ramiona dziewczyny. - A teraz przestań dyszeć jak wściekły bizon i zajmij się czymś innym.
Val, która rzeczywiście wydawała z siebie dziwne dźwięki, podniosła dumnie głowę i podeszła do Finy. W ich gronie była najlepsza z rzutu nożem.
Ann uśmiechnęła się do parabatai. Max odwzajemnił uśmiech, po czym rzucił w jej stronę linę. Dziewczyna jęknęła.
-Chyba sobie żartujesz - mruknęła. Chłopak wzruszył ramionami.
-Wiesz, to idzie ci najgorzej, a póki nie załatwią nam nauczyciela nie mamy zorganizowanych zajęć, ani odpowiedniego planu treningu. Musimy jakoś przetrwać.
Artur parsknął śmiechem, na co Will przewrócił oczami. Ann już dawno zauważyła, że najstarszy Herondale jest niezwykle milczący. Dziewczyna nie wiedziała po kim mógł to odziedziczyć.
-Nie mamy nauczyciela, Max, bo ostatnio razem z Ann doprowadziłeś go do szału - powiedział Art z szerokim uśmiechem.
-Za to poprzednia nauczycielka postanowiła odejść na przedwczesną emeryturę z powodu twoich zalotów - odpowiedział Max, pokazując bratu język. Wszyscy się roześmiali, nawet zwykle poważna Cass. Artur uśmiechnął się półgębkiem.
-Po prostu nie była w stanie oprzeć się mojemu urokowi i musiała uciekać, żeby nie popaść w niełaskę.
-Mówisz jak tata - mruknęła Fina, trafiając nożem w tarczę. - Pomyślałby kto, że jesteś jego dzieckiem, a nie wujka Simona.
Jej słowa wywołały kolejną salwę śmiechu.
-Dobra, chyba powinniśmy brać się do roboty - powiedziała w końcu Cassandra. Jako, że była najstarsza to na nią spadała odpowiedzialność przypilnowania grupy dzieciaków. Ann wiedziała, że dziewczyna wolałaby być obecna na kolejnej akcji, którą zorganizowali Nocni Łowcy. Żadne z nich nie znało szczegółów, choć zwykle udawało im się dowiedzieć tego i owego.
Nagle przez Instytut przeszedł dźwięk dzwonka. Wszyscy unieśli głowy i spojrzeli w kierunku wyjścia z sali treningowej. Wszyscy oczekiwali w ciszy. Kto mógł chcieć rozmawiać z Nocnymi Łowcami? Po chwili jednak zaczęli trenować. Tylko Max zauważył, że Ann w między czasie zdążyła wymknąć się z pomieszczenia.
***
Isabelle ubrana w strój bojowy podążyła do wejścia do Instytutu, aby wpuścić niespodziewanego gościa. Jej czarne włosy zaplecione w warkocz poruszały się za nią niczym wąż gotowy ugryźć. Nie była zadowolona z tego, że to jej brat powiedział, aby udała się zobaczyć kto to. Wolała być teraz w sali narad i słuchać zaplanowanej techniki. Co prawda nie zawsze mogła ogarnąć to rozumem, wolała działać niż słuchać planów, ale wolała to niż powitanie jakiegoś gościa. Weszła do windy i zjechała na dół, aby otworzyć drzwi.
-Nocny Łowca - mruknęła, wpuszczając gościa do środka.
-Sheridan Serdic Branwell do usług! – przystojny młodzieniec
wykonał dworski ukłon przed Isabelle, która posłała mu mrożące krew w żyłach
spojrzenie, mówiące, że jeśli nie przestanie potraktuje go biczem. – Czy pani
jest szefową tutejszego Instytutu? – spytał. W jego głosie można było wychwycić irlandzki akcent.
-Nie, kieruję nim pod nieobecność brata – odpowiedziała kobieta z niespotykaną dla siebie wyniosłością.
-Już jestem, Izzy – powiedział Alec, który nagle pojawił w wyjściu z windy. Siostra posłała mu dezaprobujące spojrzenie. Dopiero wtedy mężczyzna zauważył chłopaka stojącego przed kobietą.
-Pan Sheridan Sedric Branwell chciał się z tobą spotkać – powiedziała chłodno, po czym odwróciła się na pięcie i stukając obcasami odeszła w głąb Instytutu. Alec skinął głową młodzieńcowi.
-Nie, kieruję nim pod nieobecność brata – odpowiedziała kobieta z niespotykaną dla siebie wyniosłością.
-Już jestem, Izzy – powiedział Alec, który nagle pojawił w wyjściu z windy. Siostra posłała mu dezaprobujące spojrzenie. Dopiero wtedy mężczyzna zauważył chłopaka stojącego przed kobietą.
-Pan Sheridan Sedric Branwell chciał się z tobą spotkać – powiedziała chłodno, po czym odwróciła się na pięcie i stukając obcasami odeszła w głąb Instytutu. Alec skinął głową młodzieńcowi.
-Może wejdziemy głębiej? Domyślam się, że jesteś w sprawie szkolenia młodych Nocnych Łowców- powiedział wsiadając do windy. Sheridan podążył za nim. Wjechali na górę.
-Ile masz lat? - spytał mężczyzna, kierując słowa w stronę towarzysza.
-Dwadzieścia.
-Więc sam niedawno ukończyłeś szkolenie.
-Tak to wygląda.
Alec uśmiechnął się.
-Chyba rozumiem dlaczego to ciebie wysłali. Wszyscy ostatni nauczyciele uciekli, po jakimś czasie. Możliwe, że będziesz potrafił się z nimi dogadać.
W tym momencie do uszu obojgu doszedł śmiech. Alec spojrzał w tamtym kierunku, a Sheridan poszedł w jego ślady.
-Nie powinnaś być na sali treningowej, Ann? – spytał Alec, próbując zachować pozory dobrego ojca.
-Byłam tam przed chwilą – powiedziała z uśmiechem, wychodząc zza gobelinu. – Tato, zasady dobrego wychowania wymagają, abyś przedstawił mnie gościowi.
Alec przejechał dłonią po twarzy. Czasem zastanawiał się kto ją wychował, a potem dochodził do wniosku, że to nikt inny jak on sam. No, może Magnus też miał w tym swój udział. Tak, to na pewno wina Magnusa. Za to przybysz wyglądał na rozbawionego.
-To moja adoptowana córka, Anna – powiedział w końcu Alec z dużym naciskiem na „adoptowana”, przez co Ann zrobiła naburmuszoną minę.
-Miło mi panienkę poznać. Jestem Sheridan Sedric Branwell.
-Myślałem, że ród Branwellów wygasł - powiedziała, przekrzywiając głowę. Alec zauważył, że jest zaciekawiona.
-Nie powinnaś być na sali treningowej, Ann? – spytał Alec, próbując zachować pozory dobrego ojca.
-Byłam tam przed chwilą – powiedziała z uśmiechem, wychodząc zza gobelinu. – Tato, zasady dobrego wychowania wymagają, abyś przedstawił mnie gościowi.
Alec przejechał dłonią po twarzy. Czasem zastanawiał się kto ją wychował, a potem dochodził do wniosku, że to nikt inny jak on sam. No, może Magnus też miał w tym swój udział. Tak, to na pewno wina Magnusa. Za to przybysz wyglądał na rozbawionego.
-To moja adoptowana córka, Anna – powiedział w końcu Alec z dużym naciskiem na „adoptowana”, przez co Ann zrobiła naburmuszoną minę.
-Miło mi panienkę poznać. Jestem Sheridan Sedric Branwell.
-Myślałem, że ród Branwellów wygasł - powiedziała, przekrzywiając głowę. Alec zauważył, że jest zaciekawiona.
-Niby tak. Mówi się, że wygasł razem z jednym z potomków Buforda Branwella, Henrym Branwellem. Jako, że jego żona została pierwszą kobietą na stanowisku Konsula, ich dzieci nosiły jej nazwisko rodowe. Jednak niewielu Nocnych Łowców pamięta, że Buford Branwell miał jeszcze jednego syna, Edmunda. Szczerze mówiąc, z zapisków Henry'ego wynika, że on sam albo nie uważał brata za godnego uwagi, albo był z nim w odwiecznym konflikcie. Podobno nawet żonie o nim nie wspomniał.
Ann przysłuchiwała się tej historii ze skupieniem. Alec musiał przyznać, że sam się zasłuchał. Młodzieniec miał bardzo przyjemny dla ucha głos.
-Widzę, że przestudiowałeś swoje drzewo genologiczne bardzo dokładnie. Ja sama wiem tylko tyle, że pierwsza Anna w rodzie Lightwoodów wolała kobiety - powiedziała Ann, wzruszając nonszalancko ramionami, co wywołało śmiech u Sheridana i delikatny uśmiech Aleca. Na Anioła, jak on uwielbiał tą niewielką istotę.Co z tego, że miała już piętnaście lat i nie wyglądała na dziecko Alec nadal tak o niej myślał, co czasem bywało zgubne.
-Dan - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. - Chyba będę do siebie mówić Sedric. Jest lepsze.
-Nie ty jedyna tak uważasz - powiedział młody mężczyzna, lekko się krzywiąc. - Wolę jednak, aby mówiono mi Sheridan, ewentualne właśnie Dan.
Alec skinął głową, choć słowa nie zostały skierowane do niego.
-Dan, skąd pochodzisz? - zapytał, posyłając córce ostrzegawcze spojrzenie, które znaczyło tylko jedno: wracaj na trening. O dziwo posłuchała.
-Dan, skąd pochodzisz? - zapytał, posyłając córce ostrzegawcze spojrzenie, które znaczyło tylko jedno: wracaj na trening. O dziwo posłuchała.
***
-Cholera, ciacho - mruknął Max, gdy Sheridan wszedł na salę treningową. Ann się roześmiała.
-Wiedziałam, że ci się spodoba - mruknęła konspiracyjnie, próbując ukryć uśmiech przed nowym nauczycielem, który powiódł po nich wszystkich wzrokiem. Max szturchnął ją ramieniem.
- Nie gadaj, że ci się nie podoba - szepnął do niej. Jego przyjaciółka zrobiła zamyśloną minę.
-Cóż, trudno odmówić mu urody, ale czy ja wiem czy jest taki przystojny? - powiedziała szczerze, gdy nauczyciel zaczął rozmawiać z lekko podirytowaną Cass. Musiała być wściekła, że zatrudniono kogoś tylko o rok od niej starszego. - Jak myślisz, co w nim takiego, że przysłali go do nas jako trenera?
Max wzruszył ramionami.
-Może ma magiczne moce? Albo okazał się w połowie fearie, więc chcieli go wysłać gdzieś gdzie nikt inny nie chce przebywać? Kto wie?
Ann pokiwała głową.
-No cóż, najważniejsze powinno być dla nas to, żeby był dobrym nauczycielem.
Przyjaciel jej przytaknął, po czym przyjrzał się okiem specjalisty nowemu trenerowi.
-Jest ewidentnie hetero - mruknął sam do siebie, a Ann powstrzymała śmiech.
-Może ma magiczne moce? Albo okazał się w połowie fearie, więc chcieli go wysłać gdzieś gdzie nikt inny nie chce przebywać? Kto wie?
Ann pokiwała głową.
-No cóż, najważniejsze powinno być dla nas to, żeby był dobrym nauczycielem.
Przyjaciel jej przytaknął, po czym przyjrzał się okiem specjalisty nowemu trenerowi.
-Jest ewidentnie hetero - mruknął sam do siebie, a Ann powstrzymała śmiech.
Zachowanie Ann jest tak bezpośrednie, że zaczęłam jej zazdrościć.
OdpowiedzUsuńW ogóle nie mogłam się doczekać rozdziału, chociaż miałam czytać Miasto popiołów.
Teraz wracam do czytania książki i rysowania runów na rękach ;)
Weny i jeszcze raz weny, bo czas będziesz miała.
Caro
PS.Masz się przestać przejmować, kotku <3
Jak ja kocham imię "Ann"!!!
OdpowiedzUsuńŚlicznie!
Pięknie!
Wspaniale!
Weny, czasu, żelków...
M♥