sobota, 19 września 2015

Rozdział 7

     Dusiła się. Otaczała ją ciemność, a mrok przytłaczał do zimnej podłogi. Jednak szła naprzód na czworaka. Do przodu pchała ją determinacja i strach. Nagle poczuła, że jej palce zanurzają się w jakiś ciepłej cieczy. Uniosła dłoń do twarzy. Jej nozdrza wypełnił metaliczny zapach krwi.
Spojrzała przed siebie. Zobaczyła malujący się w ciemności zarys leżącego człowieka. Opanowała odruch wymiotny, gdy ujrzałą jego zmiażdżoną szyję i rozerwany brzuch, z którego wypływały wnętrzności. Mężczyzna nie miał oka, a przez dziurę w oczodole wypływała różowa galareta. Ann nie wiedziała co zrobić. Chciała się cofnąć, wrócić do punktu wyjścia, ale ze strachem zdała sobie sprawę, że nie wie gdzie jest. Gdzie zaczęła tą wędrówkę przez mały, ciasny korytarzyk? Nagle poczuła jak ściany naciskają na jej ramiona, a sufit napiera na plecy. Ogarniał ją coraz większy strach. Musiała iść dalej, jednak martwe ciało jej to uniemożliwiało. Nagle poczuła na karku zimny podmuch. I zaczęła spadać. Wiatr szumiał jej w uszach przy pędzie powietrza, a metaliczny zapach nadal pozostawał w jej głowie. Upadła na twardą podłogę. Całe powietrze uszło jej z płuc. Wtedy ją zobaczyła. Twarz pełną blizn, swoją twarz. Dziewczyna coś mówiła. Ann wytężyła słuch, aby usłyszeć ciche słowa.
- Należysz do nas - szeptał sobowtór. Powtarzał to jak modlitwę, jak mantrę, jakby chciała całe swoje życie opisać w tym jednym zdaniu.
-Zamknij się! - wrzasnęła Ann do postaci, ale ta zaczęła mówić coraz głośniej, przybliżając się do dziewczyny. Ta chciała się zerwać z podłoża, uciekać, ale nie mogła się ruszyć, zahipnotyzowana spojrzeniem pustych oczu swojego sobowtóra. Ciało Ann wsysało słowa padające z ust dziewczyny jak truciznę. Czuła, że słabnie z każdą głoską, każdą sylabą. Gdy twarz dziewczyny znalazła się tak blisko Ann, że ich nosy prawie się stykały, zaczęła krzyczeć. Sobowtór zaś, niczym lustrzane odbicie, również otworzyło usta do krzyku, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
-Ann - usłyszała, a oczy dziewczyny wydały jej się jeszcze bardziej złowróżbne.
-Ann - powtórzył tajemniczy głos pełen niepokoju, a ciche "należysz do nas" co rusz odbijało się echem w jej głowie.
-Ann - ponownie ten sam ton, naglący, pełen niepokoju. Ktoś ścisnął jej ramię, jednak ona czuła to jak przez mgłę. Oczy dziewczyny zdawały się ją wsysać. Skądś wiedziała, że jeśli nie odwróci wzroku, będzie po niej. Nie mogła się jednak do tego zmusić. Przełknęła ślinę. Wypełniło ją uczucie zmęczenia. Zamknęła oczy, a umysł krzyczał: Należysz do nas!
     Zerwała się z łóżka, łapiąc gwałtownie oddech. Stały nad nią dwie zaniepokojone postacie. Alec ściskał jej ramię  tak mocno, że Ann była pewna, że zaraz straci dopływ krwi do dłoni. Na szczęście puścił ją, gdy tylko spojrzała na niego przerażonym wzrokiem. Dzięki nocnej lampce widziała w jego niebieskich oczach całą gamę uczuć. Przeważał niepokój przeplatany z ulgą i strachem.
-Mówiłaś, że ustały - szepnął mężczyzna z wyrzutem. Ann spuściła głowę. Długie włosy zasłoniły jej twarz.
-Przepraszam - mruknęła. Nie mówiła mu, bo nie były to sny, aż tak przerażające i złowróżbne jak te. Jednak teraz... Zauważyła, że się cała trzęsie. Jej ciałem wstrząsnął szloch. - Przepraszam - powtarzała, wtulając się w klatkę piersiową Aleca. Magnus położył jej dłoń na ramieniu. Czarownik bywał bardzo oszczędny w gestach, zwłaszcza, gdy nie wiedział jak zareagować, jednak Ann poczuła, jak to malutkie wsparcie drugiego rodzica dodaje jej sił i ją uspokaja. Może to była sprawa magii, ale dziewczyna czuła wdzięczność. Mocniej wtuliła się w Aleca, wycierając łzy o jego T-shirt, który już całkowicie przesiąkł słoną wodą.
- Przepraszam - powtórzyła po raz kolejny. Do jej głowy powrócił obraz pustookiej dziewczyny, szepczącej należysz do nas.
- Chodź, zrobię ci czekoladę - odpowiedział tylko Alec. Ann pokiwała głową. Potrzebowała teraz gorącej słodkości w płynie, bo czuła, że inaczej zwariuje.
     Usiedli całą trójką przy kuchennym stole, na którym po chwili stały już trzy kubki wypełnione napojem bogów. Gdy tylko smak czekolady wypełnił usta dziewczyny, wspomnienie zapachu krwi i widoku poharatanego ciała odpłynęły na drugi plan.
-Nie wiem czy dobrym pomysłem jest, abyś dziś jechała ze mną do Cichego Miasta - powiedział Alec, ukrywając twarz za kubkiem. - Po tym dzisiejszym śnie...
-Nie - przerwała mu. - Po tym koszmarze tym bardziej muszę spotkać się z Cichymi Braćmi. Czuję, że zbliża się coś niedobrego.
Magnus i Alec wymienili zaskoczone spojrzenia. Jednak Ann zauważyła również, że coś przed nią ukrywają. Nie skomentowała tego. Teraz musiała się skupić na tym, że za parę godzin czekało ją zobaczenie martwych ciał ludzi, którzy zostali tak samo okaleczeni jak ona. Czuła podniecenie, jak i strach, strach przed tym czego mogła się dowiedzieć. Przełknęła ślinę.
-Chyba pójdę się znowu położyć - powiedziała, dopijając czekoladę. Wstała i skierowała się do pokoju, odprowadzana przez spojrzenie kocich i niebieskich oczu.

***
     Ciche Miasto Ann znała tylko z opowieści Max'a, który przeczytał o nim w jakiejś książce. Nie wiedziała więc czego dokładnie się spodziewać. Nie zdziwiła ją jednak ciemność, choć po ostatnim śnie czuła strach. Szła za Aleciem rozglądając się w okół, chłonąc spojrzeniem wnętrze.
     Brat Dominik zaprowadził ich do niewielkiego pomieszczenia. Na wysokich stołach leżeli ludzie, pokryci bliznami i tatuażami.
Nie ma żadnych postępów w tej sprawie, poinformował ich Cichy Brat. Nie znaleźliśmy również żadnych anielskich runów, nie tak jak w przypadku Anny.-Dziękuję Bracie Dominiku. Chcielibyśmy się trochę rozejrzeć. Czy...?
Cichy Brat pokiwał głową, po czym wyszedł z pomieszczenia.
-Ann, chciałaś się czegoś dowiedzieć. Pomyślałem jednak, że sama chciałabyś to zobaczyć - poinformował ją Alec. Widać było, że trudno mu wypowiadać te słowa. Ann przełknęła ślinę, wzięła głęboki wdech i ruszyła między stoły. Przechadzała się pomiędzy nimi, starając się nie dotknąć przedziwnych zawijasów, które wiły się po ciałach zmarłych. Kątem oka zobaczyła jak Alec przygląda się jednemu ciału z uwagą, jakby coś go zastanawiało. Ann stanęła przy jednym ze stołów. Była to drobna dziewczynka. Jej twarz otaczały czarne zawijasy, a jedno oko zostało pozbawione powieki. Dziewczyna wzdrygnęła się na widok białka oka, po czym odwróciła się, aby spojrzeć na inne ciało. Doznała szoku na widok młodego mężczyzny. Miała wrażenie, jakby patrzyła na lustrzane odbicie Sheridana. Ręce jej się trzęsły, gdy skierowała je w stronę jego twarzy. Czy było to możliwe? Przecież jeszcze poprzedniego dnia biegał z nią i innymi po sali treningowej. Gdy czubki jej palców musnęły zimny policzek, poczuła dreszcz przechodzący od dłoni do reszty jej ciała. Oczy mężczyzny gwałtownie się otworzyły. Zionęła z nich głęboka, pusta czerń. Ann odskoczyła z cichym krzykiem, a w głowie pojawiły jej się słowa, wypowiadane przez męski głos. Dziewczyna nie miała wątpliwości, że należy on do mężczyzny. 
Jesteś jedną z nas. Należysz do nich. Przygotuj się, bo będziesz im potrzebna. Będziesz potrzebna jako jedyna udana.
Ann chwyciła jeden ze sztyletów zza pasa i wbiła go w pierś nieboszczyka. Zalał ją zimny pot, gdy mężczyzna zamknął oczy.
-Ann, coś ty zrobiła? - zapytał Alec, przerażony, patrząc na trzon wystający z martwego ciała. 
-Przy najmniej teraz wiadomo na pewno, że jest martwy - odpowiedziała, gdy udało jej się uspokoić. - Czy to jest...? - spytała, a Alec pokręcił głową.
-Nie, ale jest podejrzanie podobny. Mam wrażenie, że pan Sheridan nie wpadł do naszego Instytutu tylko po to by nauczać.
Szuka zemsty, pomyślała Ann, patrząc na twarz młodego mężczyzny. Pewnie jest to jego brat.

***
     Gdy popołudniu znajdowała się już w sali treningowej, myślała o dziwnych słowach zmarłego. Co rusz masakrując jakiś manekin, do jej głowy niczym echo powracały słowa dziewczyny ze snu i tego mężczyzny z Miasta. Co to mogło znaczyć? I o co chodziło z tym "jako jedyna udana"? Czyżby pozostali byli jakimiś nieudanymi eksperymentami? 
    Zamarła z nożem w powietrzu. Eksperyment. Ktoś musiał robić jakieś eksperymenty, potworne badania. Ale kto? I do czego niby miałaby być im potrzebna? Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi. Ann zamachnęła się bronią i odcięła miękką głowę fantoma, która spadła na ziemię z głuchym uderzeniem i potoczyła się po posadzce. Ann ukryła twarz w dłoniach. Co ją jeszcze mogło spotkać? Czy nie można było jej zostawić w spokoju? Czy nie przeżyła już wystarczająco wiele jako małe dziecko? Pokręciła głową. Nie, nie myśl tak o tym. Jesteś Nocnym Łowcą. Oni wiodą niebezpieczny tryb życia. Musisz być gotowa. Zamknęła oczy i kopnęła z półobroty w pozostały tułów manekina, wkładając w to uderzenie całą swą frustrację. Musi dowiedzieć się więcej.

3 komentarze:

  1. Zdążyłam ^^
    Pomysł na rozdział bym od opublikowania ostatniego, ale całowicie nie potrafiłam tego ująć w słowa, więc był tylko delikatny zarys. Napisałam go dopiero teraz (czyli o 22 - 24), więc wybaczcie mi błędy, bo tak starałam się zdążyć na czas, że nie sprawdziłam, a o tej godzinie już mi się po prostu nic nie chce. Mam nadzieję, że ten rozdział nie zniechęci Was do dalszego czytania. Jak zawsze zachęcam do pokazania mi błędów jakie popełniłam (bo jam człowiek, więc nie dostrzegę wszystkiego nawet jeśli bym chciała).
    Buziaki,
    Ann
    PS Po raz pierwszy pisałam tak całkowicie na spontana, ale jestem dumna, bo wycisnęłam więcej niż ostatnio (1332 wyrazy ^^). Jestem taka dumna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest ok. Jak sprawdzisz to jutro na spokojnie, to zauważysz większość błędów.
      Zastanawiam się co tam się stanie. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.
      Też jestem z Ciebie dumna ;*
      Weny, czasu i chęci
      Caro

      Usuń
    2. Postaram się cię nie zawieść, a nawet zaskoczyć, ale... Cóż, różnie to bywa.
      I dzięki, bo i wena, i czas, i chęć są bardzo potrzebne w tych czasach ;)

      Usuń