Anna już od dłuższego czasu siedziała Alecowi na kolanach. Bała się. Bała się tego co ogłosi Konklawe. Ścisnęła dłoń mężczyzny, zastanawiając się dlaczego mu zaufała. Może powodem było to, że jak go drasnęła to nie był zły i nie zamierzał się mścić? Może dlatego, że wyglądał jak anioł? Dziewczynka nie znała powodu, ale czuła, że dobrze postąpiła, ufając Alecowi. To była słuszna decyzja.
Obróciła obrączkę na jego palcu serdecznym. Zdziwiła się, że wcześniej jej nie zauważyła.
-Masz żonę? - spytała zaciekawiona, obracając się tak, aby spojrzeć na jego twarz. Zaskoczona zauważyła, że mężczyzna wygląda na zmieszanego. Nagle za nim pojawił się ten czarownik z kocimi oczami. Zarzucił Alecowi ramiona na szyję i przycisnął usta do jego czarnych włosów.
-Właśnie, Alexandrze, czyżbyś miał żonę? - spytał Magnus z udawanym wyrzutem, a Ann próbowała się nie roześmiać. Zauważyła, że mężczyzna jeszcze bardziej się zmieszał. Na jego policzki wstąpiły czerwone wypieki. Nie rozumiała tego. Czyżby się wstydził osoby, z którą postanowił spędzić życie? A może miał gorączkę?
-Magnusie - zaczął Alec cicho, ale Anna nie pozwoliła mu skończyć.
-Oj, przecież widzę, że to on. Ma taką samą obrączkę.
Magnus roześmiał się, a Alec przez chwilę wyglądał tak, jakby nie wiedział czy płakać, czy pójść w ślady partnera. W końcu tylko się uśmiechnął.
-Właśnie, Alexandrze, czyżbyś miał żonę? - spytał Magnus z udawanym wyrzutem, a Ann próbowała się nie roześmiać. Zauważyła, że mężczyzna jeszcze bardziej się zmieszał. Na jego policzki wstąpiły czerwone wypieki. Nie rozumiała tego. Czyżby się wstydził osoby, z którą postanowił spędzić życie? A może miał gorączkę?
-Magnusie - zaczął Alec cicho, ale Anna nie pozwoliła mu skończyć.
-Oj, przecież widzę, że to on. Ma taką samą obrączkę.
Magnus roześmiał się, a Alec przez chwilę wyglądał tak, jakby nie wiedział czy płakać, czy pójść w ślady partnera. W końcu tylko się uśmiechnął.
***
Konklawe w końcu ogłosiło, że oddaje dziewczynkę pod opiekę nowojorskiego Instytutu, choć Isabelle miała wrażenie, że woleliby jednak zamknąć ją w Akademii i zbadać jej dziwne znaki. Alec powiedział jednak, że on mógłby się zająć dziewczynką do czasu odnalezienia jej rodziców lub osiągnięcia przez nią pełnoletności. Nefilim starszej daty protestowali, ale w końcu zgodzono się przekazać prawa rodzicielskie Alecowi i jego partnerowi. Izzy westchnęła ciężko. Czasem starsi Nocny Łowcy strasznie ją denerwowali. Wystarczyło, że przypominała sobie te dezaprobujące spojrzenie Roberta Lightwooda, aby chcieć powybijać ściany Instytutu.
-Izz, uspokój się - powiedział Simon, łapiąc ją za nadgarstek. - Przecież wszystko jest dobrze. Zgodzono się przekazać im te prawa. Może trochę to potrwa, ale...
-Izz, uspokój się - powiedział Simon, łapiąc ją za nadgarstek. - Przecież wszystko jest dobrze. Zgodzono się przekazać im te prawa. Może trochę to potrwa, ale...
-Nie o to chodzi! - wykrzyknęła, odwracając się w stronę męża. Nie wiedziała dlaczego na niego krzyczała. Po prostu musiała wyładować wściekłość, a on akurat się napatoczył. - Chodzi o ojca.
-Jeszcze pięć lat temu ci nie przeszkadzał - zaznaczył, unosząc ręce w poddańczym geście.
-Wiem, ale wtedy Magnus i Alec nie byli jeszcze małżeństwem i on się tak ich nie czepiał. Pewnie wcześniej myślał, że to będzie tylko chwilowe - Isabelle zeszła nieco z tonu.
-Daj spokój, mężczyzna musi się po prostu dłużej przyzwyczajać do pewnych rzeczy, ale nie jest zły. Daj mu czas, a niedługo mu przejdzie i przyzwyczai się do nowego stanu rzeczy - powiedział, łapiąc ją za ramiona i lekko rozmasowując.
-To trwa już pięć lat, Simonie - zauważyła, spuszczając wzrok.
-Przejdzie mu.
-Kiedyś na pewno. Nie jestem tylko pewna czy jeszcze za naszego życia.
Simon roześmiał się.
-Ta, tacy to ciągną najdłużej.
-Jeszcze pięć lat temu ci nie przeszkadzał - zaznaczył, unosząc ręce w poddańczym geście.
-Wiem, ale wtedy Magnus i Alec nie byli jeszcze małżeństwem i on się tak ich nie czepiał. Pewnie wcześniej myślał, że to będzie tylko chwilowe - Isabelle zeszła nieco z tonu.
-Daj spokój, mężczyzna musi się po prostu dłużej przyzwyczajać do pewnych rzeczy, ale nie jest zły. Daj mu czas, a niedługo mu przejdzie i przyzwyczai się do nowego stanu rzeczy - powiedział, łapiąc ją za ramiona i lekko rozmasowując.
-To trwa już pięć lat, Simonie - zauważyła, spuszczając wzrok.
-Przejdzie mu.
-Kiedyś na pewno. Nie jestem tylko pewna czy jeszcze za naszego życia.
Simon roześmiał się.
-Ta, tacy to ciągną najdłużej.
2 lata później...
Alec wszedł zmęczony do brooklińskiego loftu. Był wyczerpany. Ostatnio słabo spał, a kolejne ataki demonów i problemy z wampirami bynajmniej mężczyźnie nie pomagały. Do tego te plotki i pogłoski... Westchnął cicho, odwiesił kurtkę na wieszak i wszedł do salonu, który tego dnia wręcz oślepiał orgią kolorów. Siedmioletnia dziewczynka leżała na pomarańczowo-różowym dywanie. Była już w koszuli nocnej, którą otrzymała od Magnusa. Głowę miała ułożoną na ramieniu, a w dłoni trzymała kredkę, widocznie coś rysując, zanim sen przerwał jej tą czynność. Jedną z dłoni kurczowo zaciskała na kartce. Mężczyzna ukląkł przy dziewczynce i cicho jęknął na widok rysunku, widniejącego na papierze. Przedstawiał on małą, ciemnowłosą dziewczynkę, stojącą w środku pentagramu. Przełknął ślinę, zanim potrząsnął małą.
-Ann, powinnaś być już w łóżku - szepnął cicho, gdy dziewczynka sennie uchyliła powieki.
-Ann, powinnaś być już w łóżku - szepnął cicho, gdy dziewczynka sennie uchyliła powieki.
-Czekałam na ciebie - odpowiedziała. Mężczyzna podniósł ją do góry i zaniósł do sypialni.
-Znowu miałaś ten sen? - spytał, ruchem głosy pokazując na rysunek, który dziewczynka wciąż ściskała w ręce. Anna tylko kiwnęła głową. Alec ułożył ją delikatnie na łóżku. Ciemne włosy rozsypały się po poduszce, wyraźnie kontrastując z pudrowym różem poszewki. Mężczyzna podświadomie porównał to do tatuaży wijących się na bladych ramionach dziewczynki. Wcale to porównanie mu się nie spodobało. Niektóre symbole zniknęły z czasem, a inne stały się wyraźniejsze, gdyż rosły wraz z małą. Alec nakrył ją kołdrą i delikatnie pocałował w czoło, jednocześnie odkładając rysunek na stolik nocny. Już miał wyjść z pokoju, gdy dziewczynka zatrzymała go.
-Tato - zaczęła. Alec przystanął. Rzadko się tak do niego zwracała. Przeważnie mówiła po imieniu -Zostawisz włączone światło?
Mężczyzna spojrzał na nią. Siedziała na łóżku z nogami okrytymi pudrową kołdrą. Różowe owieczki na zielonej koszuli zdawały się żyć w świetle nocnej lampki, która rzucała nieprzyjemne cienie na przestraszoną twarz dziewczynki . Pokiwał głową w odpowiedzi. Anna ponownie ułożyła się na poduszce i zamknęła oczy. Alec wyszedł, pamiętając aby nie zamykać drzwi. Dziewczyna bała się jeszcze bardziej jeśli budziła się i nie widziała drogi ucieczki.
Alec nigdy wcześniej nie przypuszczał, że pozna ten rodzaj miłości. Tak dziwny, pełen strachu i odruchów opiekuńczości. Chciał małej dać to co najlepsze, chciał aby przestała się bać. Potarł twarz dłonią. Martwiły go ciągłe koszmary dziewczynki, którą zaczął nazywać córką.
Wszedł do drugiego pokoju, gdzie znajdowała się pracownia jego męża. Po tym jak Anna raz zobaczyła narysowany pentagram, ledwo wyciągnęli ją spod łóżka, więc Magnus wybrał jedną z dotychczasowych sypialni i zrobił w jej miejscu pracownie, gdzie wykonywał większość zleceń. Teraz siedział przy biurku z głową opartą na dłoni. Widocznie przysnął przy pracy. Alec dotknął delikatnie jego ramienia.
-Biurko nie jest zbyt wygodnym miejscem do spania - powiedział lekko rozbawiony. Magnus otworzył jedno kocie oko, którym łypnął na partnera z niezadowoleniem, że ten przerywa mu drzemkę. Alec rozbawiło to jeszcze bardziej. -Jak jesteś zmęczony, powinieneś iść do łóżka.
Magnus uśmiechnął się przebiegle na tą propozycję. Wstał z krzesła, po czym objął partnera w pasie, przyciągając do siebie.
-Tylko jeśli ty pójdziesz ze mną - mruknął, za co otrzymał w odpowiedzi uśmiech Aleca i błysk w jego niebieskich oczach.
-Tato - zaczęła. Alec przystanął. Rzadko się tak do niego zwracała. Przeważnie mówiła po imieniu -Zostawisz włączone światło?
Mężczyzna spojrzał na nią. Siedziała na łóżku z nogami okrytymi pudrową kołdrą. Różowe owieczki na zielonej koszuli zdawały się żyć w świetle nocnej lampki, która rzucała nieprzyjemne cienie na przestraszoną twarz dziewczynki . Pokiwał głową w odpowiedzi. Anna ponownie ułożyła się na poduszce i zamknęła oczy. Alec wyszedł, pamiętając aby nie zamykać drzwi. Dziewczyna bała się jeszcze bardziej jeśli budziła się i nie widziała drogi ucieczki.
Alec nigdy wcześniej nie przypuszczał, że pozna ten rodzaj miłości. Tak dziwny, pełen strachu i odruchów opiekuńczości. Chciał małej dać to co najlepsze, chciał aby przestała się bać. Potarł twarz dłonią. Martwiły go ciągłe koszmary dziewczynki, którą zaczął nazywać córką.
Wszedł do drugiego pokoju, gdzie znajdowała się pracownia jego męża. Po tym jak Anna raz zobaczyła narysowany pentagram, ledwo wyciągnęli ją spod łóżka, więc Magnus wybrał jedną z dotychczasowych sypialni i zrobił w jej miejscu pracownie, gdzie wykonywał większość zleceń. Teraz siedział przy biurku z głową opartą na dłoni. Widocznie przysnął przy pracy. Alec dotknął delikatnie jego ramienia.
-Biurko nie jest zbyt wygodnym miejscem do spania - powiedział lekko rozbawiony. Magnus otworzył jedno kocie oko, którym łypnął na partnera z niezadowoleniem, że ten przerywa mu drzemkę. Alec rozbawiło to jeszcze bardziej. -Jak jesteś zmęczony, powinieneś iść do łóżka.
Magnus uśmiechnął się przebiegle na tą propozycję. Wstał z krzesła, po czym objął partnera w pasie, przyciągając do siebie.
-Tylko jeśli ty pójdziesz ze mną - mruknął, za co otrzymał w odpowiedzi uśmiech Aleca i błysk w jego niebieskich oczach.
***
Anna stała sama w ciemnym korytarzu. Nie widziała ścian, ale czuła, że gdyby wyciągnęła ręce w bok to z łatwością wyczułaby szorstką powierzchnię. Otaczała ją dziwna cisza, którą dobrze znała. Nagle oświetliło ją oślepiające światło. Nie wiedziała skąd dokładnie pada, ale na jego tle dostrzegła czyjąś sylwetkę, która zmierzała w jej stronę. Gdy w ręce postaci zobaczyła zarys noża, odwróciła się na pięcie i zaczęła biec. Coś chłostało ja po twarzy, a ona słyszała dźwięk kroków, dudniących w korytarzu, które bynajmniej do niej nie należały. Nagle wpadła na ścianę. Nie było drogi ucieczki. Zrozpaczona przytknęła dłonie do farby, która złaziła pod jej dotykiem. Kroki stały się coraz głośniejsze. Dziewczynka podniosła z ziemi sztylet, gotowa się bronić, nawet jeśli nie miała żadnych szans. Zobaczyła mężczyznę, który ją gonił. Trzymając trzon broni trzęsącymi się rękoma, zamachnęła się i... zatopiła ostrze w brzuchu prześladowcy. Od razu wypuściła sztylet z dłoni i z przerażeniem patrzyła na zmieniającą się twarz mężczyzny. Raz była przeżarta przez kwas, potem pełna blizn, a na końcu zobaczyła twarz bardzo znajomą. W brązowych oczach mężczyzny malowało się cierpienie, ale i ulga oraz duma. Złote włosy, pozlepiane krwią i potem, opadały na czoło i ramiona.
-Tato - szepnęła dziewczynka, robiąc krok do przodu.
-Jestem z ciebie dumny - odparł mężczyzna, jednak jego głos nie brzmiał tak, jak Ann to zapamiętała. Był szorstki i bez krztyny ciepła. - Taki dumny.
I wtedy mężczyzna padł w konwulsjach na ziemię, a z jego rozoranego brzucha zaczęło coś wypełzać. Anna nie mogła się poruszyć. Coś trzymało ją w miejscu. Po chwili przed nią stanęła jakaś istota, a dziewczynka zaczęła krzyczeć.
-Tato - szepnęła dziewczynka, robiąc krok do przodu.
-Jestem z ciebie dumny - odparł mężczyzna, jednak jego głos nie brzmiał tak, jak Ann to zapamiętała. Był szorstki i bez krztyny ciepła. - Taki dumny.
I wtedy mężczyzna padł w konwulsjach na ziemię, a z jego rozoranego brzucha zaczęło coś wypełzać. Anna nie mogła się poruszyć. Coś trzymało ją w miejscu. Po chwili przed nią stanęła jakaś istota, a dziewczynka zaczęła krzyczeć.
Ktoś nią potrząsał, błagał by otworzyła oczy. Anna uchyliła powieki i zobaczyła pokój oświetlony nocną lampką, a mężczyzna stojący nad nią nie był jej tatą. Zaczęła płakać. Łzy powoli zaczęły wypływać z jej oczu. Nienawidziła ich. Czuła wstręt do każdej kropelki jaka wypływała z jej oczu. Tata zawsze powtarzał, że była zbyt wrażliwa po matce, że mogło się okazać, iż nie będzie mogła otrzymać znaków. Ale postanowił zaryzykować. Umieścił na jej karku run ochronny, który miał zmniejszać ból fizyczny. To tylko dzięki niemu Anna żyła. Wiedziała to. Wtuliła się w pierś mężczyzny, który stał się dla niej jak drugi ojciec. Chciała, żeby każdy z jej ojców był z niej dumny. Chciała stać się taka jaką chciał ją widzieć Alec i tata. Chciała być silna i szczęśliwa.
Wraz z tym rozdziałem kończę pierwszą część, czyli taką w której mniej więcej pokazuje co i jak. Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni ;)
OdpowiedzUsuńLiczę na komentarze, bo to naprawdę daje porządnego kopa i nie pozwala autorowi spocząć na laurach.
Buziaki,
Ann
No i się doczekałam.
OdpowiedzUsuńKocham te postacie i twój styl pisania.
To, jak Alec troszczy się o Ann, jest takie urocze <3
Caro
PS. Nie umiem pisać komentarzy...
Oh... Jakie cudowne opowiadanie *-* Alec i jego kochana troska ^^ będę wpadać częściej, tymczasem zapraszam do siebie na Maleca
OdpowiedzUsuńhttp://historienadeser.blogspot.com/