Ten pomysł zdecydowanie się Alecowi nie podobał. Konsul, Jia Penhallow stała przed nim i twardo patrzyła mu w oczy. Widać było, że sama próbuje się przekonać co do tego pomysłu, co tylko utwierdzało Aleca w przekonaniu, że kobiecie też to się nie podoba.
-Wybacz, ale tak zadecydowała Rada. Przecież dobrze o tym wiesz. Ani ty, ani ja, ani w ogóle nikt z tych, którzy byli przeciwni nie mieli zbyt dużego wpływu na przepływ głosowania. To było prawie jednogłośne.
-Ale nie możecie przesłuchiwać małej dziewczynki! - zaprotestował Alec, powtarzając dokładnie te same słowa, które wykrzyczał na całą salę narad.
-Alexandrze - zaczęła spokojnie Jia, kręcąc głową. - Musimy się dowiedzieć co tam się wydarzyło.
Alec dobrze wiedział, że kobiecie chodzi o starą rezydencję. Pokiwał głową. Również wiedział, że trzeba się tego dowiedzieć, ale wolałby, żeby znaleziono jakiś inny sposób. Przyjrzał się lepiej kobiecie. Zdecydowanie widać było po niej proces starzenia. Miała już chyba około 60 lat, jeśli nie więcej. Mężczyzna westchnął. Zdecydowanie za często o tym myślał.
-Dobra, ale nie używajcie Miecza Anioła.
-Nie użyjemy, Alecu. Miecz działa tylko na Nocnych Łowców.
Alec milczał. Wiedział, że lepiej nie mówić kobiecie o tym co podejrzewał. Dziewczynka na pewno nie była zwykłą Przyziemną, a z tego co mu powiedziała wynikało, że jej ojciec był Nocnym Łowcą. Krew Nefilim zawsze dominowała. Szedł dalej koło pani Konsul w ciszy. Gdy przechodzili koło drzwi do kliniki, Jia przystanęła.
-Jestem ciekawa jak się czuje - mruknęła, a w jej głosie słychać było ledwo skrywany smutek. Po śmierci jej męża, Patricka, kobieta stała się bardziej czuła na cierpienie innych.
-Chyba do niej zajrzę - powiedział Alec, w odpowiedzi na spojrzenie Konsul. Kobieta kiwnęła głową.
-Wydaje się, jakby tylko tobie ufała.
Po czym odeszła, pozostawiając Aleca samego.
-Wybacz, ale tak zadecydowała Rada. Przecież dobrze o tym wiesz. Ani ty, ani ja, ani w ogóle nikt z tych, którzy byli przeciwni nie mieli zbyt dużego wpływu na przepływ głosowania. To było prawie jednogłośne.
-Ale nie możecie przesłuchiwać małej dziewczynki! - zaprotestował Alec, powtarzając dokładnie te same słowa, które wykrzyczał na całą salę narad.
-Alexandrze - zaczęła spokojnie Jia, kręcąc głową. - Musimy się dowiedzieć co tam się wydarzyło.
Alec dobrze wiedział, że kobiecie chodzi o starą rezydencję. Pokiwał głową. Również wiedział, że trzeba się tego dowiedzieć, ale wolałby, żeby znaleziono jakiś inny sposób. Przyjrzał się lepiej kobiecie. Zdecydowanie widać było po niej proces starzenia. Miała już chyba około 60 lat, jeśli nie więcej. Mężczyzna westchnął. Zdecydowanie za często o tym myślał.
-Dobra, ale nie używajcie Miecza Anioła.
-Nie użyjemy, Alecu. Miecz działa tylko na Nocnych Łowców.
Alec milczał. Wiedział, że lepiej nie mówić kobiecie o tym co podejrzewał. Dziewczynka na pewno nie była zwykłą Przyziemną, a z tego co mu powiedziała wynikało, że jej ojciec był Nocnym Łowcą. Krew Nefilim zawsze dominowała. Szedł dalej koło pani Konsul w ciszy. Gdy przechodzili koło drzwi do kliniki, Jia przystanęła.
-Jestem ciekawa jak się czuje - mruknęła, a w jej głosie słychać było ledwo skrywany smutek. Po śmierci jej męża, Patricka, kobieta stała się bardziej czuła na cierpienie innych.
-Chyba do niej zajrzę - powiedział Alec, w odpowiedzi na spojrzenie Konsul. Kobieta kiwnęła głową.
-Wydaje się, jakby tylko tobie ufała.
Po czym odeszła, pozostawiając Aleca samego.
***
Anna już się obudziła i teraz rozglądała się po białym pomieszczeniu z ciekawością dziecka, ale i ostrożnością nie podobną do nikogo w jej wieku. Nie pamiętała kiedy ostatnio była w tak czystym pomieszczeniu. Przez rozchylone zasłony do pokoju wpadało dużo światła. Pod ścianą stało parę łóżek. Wydawać by się mogło, że są puste, ale nagle z sąsiedniego dobył się czyiś głos.
-Ile masz lat?
Anna zaskoczona spojrzała na sąsiada. Zauważyła tylko jego twarz wystającą spod kołdry.
-Chyba pięć - odpowiedziała na pytanie.
-Chyba? - spytał chłopiec, gramoląc się spod okrycia, zaskoczony tym, że można nie znać swojego wieku. Dziewczynka pokiwała głową.
-Tak, nie liczyłam odkąd kazali mi pożegnać się z tatą.
Anna nie wiedziała czemu mu o tym mówi. Może wiązało to się z tym, że wydawał się godny zaufania. Prawie tak samo jak Alec, którego poznała... wczoraj? Ile tak właściwie spała? Postanowiła spytać się o to chłopca.
-Chyba tylko parę godzin. Przyprowadzili cię tuż po mnie po tym, jak mama okrzyczała brata i siostrę za to, że nie przypilnowali noży. A przecież tak sobie dobrze radziłem. Gdyby nie weszła tak nagle do sali treningowej, ostrze nie spadłoby mi na stopę i nic by się nie stało.
Pokazał jej obandażowaną nogę z takim triumfem wymalowanym na twarzy, jakby co najmniej pokonał bawoła. Anna uśmiechnęła się delikatnie.
-A ty? Ile masz lat? - spytała bardzo ciekawa jego odpowiedzi. Chłopiec podrapał się po głowie.
-Pięć - odpowiedział, po czym dodał: - Ale zaraz kończę sześć.
Wypiął dumnie pierś, a w umyśle Ann pojawił się niewyraźny obraz. Gdy jednak próbowała go pochwycić, uciekł równie szybko jak się pojawił. Pokiwała tylko głową, nic nie odpowiadając.
-Co tak w ogóle stało się z twoim tatą? - spytał.
Anna milczała.
-Nie wiem - odpowiedziała po dłuższej chwili. - Kazali mi tylko powiedzieć "do widzenia". To chyba miało znaczyć, że jeszcze kiedyś go zobaczę, ale... On nie wrócił, choć mi obiecał. Nie wrócił po mnie. Nie wróci.
Anna poczuła, że pieką ją oczy. Skuliła się i ukryła głowę między kolanami. Tak czuła się bezpiecznie. Jej policzek dotykał jakiegoś miękkiego materiału. Otworzyła oczy zaskoczona. Dotąd nie zdążyła się przyjrzeć temu co miała na sobie, ale na pewno nie było to ubranie, w które miała na sobie wcześniej. Wytrzeszczyła oczy ze strachu. Więc już wiedzą?
Usłyszała szelest pościeli i ciche kroki. Poczuła jak materac ugina się pod ciężarem kolejnej osoby, która na nie weszła.
-Przepraszam, że spytałem cię o tatę - szepnął chłopiec, nieporadnie klepiąc Ann po plecach. Mała podniosła główkę i spojrzała w pełne skruchy oczy towarzysza.
-Nie, dobrze, że mnie spytałeś. Dzięki temu odczuwam troszkę mniejszy smutek.
-Tak myślisz?
Pokiwała skwapliwie głową na potwierdzenie swoich słów. Twarz chłopca rozjaśnił szeroki uśmiech.
-To mogę spytać cię o wszystko?
-Nie.
-Ej!
-Teraz moja kolej. Opowiedz mi o swojej rodzinie. Z tego co wiem masz dwójkę rodzeństwa.
-Tak, brata i siostrę. Oboje starszych. Nawet nie wiesz jaka to męczarnia.
I tak Anna postanowiła nie myśleć o tym, że obcy dla niej ludzie poznali jej największą tajemnicę. Zamiast tego wsłuchiwała się z zaciekawieniem w opowieść chłopca o umarłych wampirach, które były nieumarłe, a potem odzyskiwały śmiertelność, tracąc wspomnienia oraz o uwielbieniu jego rodziny do krwistych steków.
-Ile masz lat?
Anna zaskoczona spojrzała na sąsiada. Zauważyła tylko jego twarz wystającą spod kołdry.
-Chyba pięć - odpowiedziała na pytanie.
-Chyba? - spytał chłopiec, gramoląc się spod okrycia, zaskoczony tym, że można nie znać swojego wieku. Dziewczynka pokiwała głową.
-Tak, nie liczyłam odkąd kazali mi pożegnać się z tatą.
Anna nie wiedziała czemu mu o tym mówi. Może wiązało to się z tym, że wydawał się godny zaufania. Prawie tak samo jak Alec, którego poznała... wczoraj? Ile tak właściwie spała? Postanowiła spytać się o to chłopca.
-Chyba tylko parę godzin. Przyprowadzili cię tuż po mnie po tym, jak mama okrzyczała brata i siostrę za to, że nie przypilnowali noży. A przecież tak sobie dobrze radziłem. Gdyby nie weszła tak nagle do sali treningowej, ostrze nie spadłoby mi na stopę i nic by się nie stało.
Pokazał jej obandażowaną nogę z takim triumfem wymalowanym na twarzy, jakby co najmniej pokonał bawoła. Anna uśmiechnęła się delikatnie.
-A ty? Ile masz lat? - spytała bardzo ciekawa jego odpowiedzi. Chłopiec podrapał się po głowie.
-Pięć - odpowiedział, po czym dodał: - Ale zaraz kończę sześć.
Wypiął dumnie pierś, a w umyśle Ann pojawił się niewyraźny obraz. Gdy jednak próbowała go pochwycić, uciekł równie szybko jak się pojawił. Pokiwała tylko głową, nic nie odpowiadając.
-Co tak w ogóle stało się z twoim tatą? - spytał.
Anna milczała.
-Nie wiem - odpowiedziała po dłuższej chwili. - Kazali mi tylko powiedzieć "do widzenia". To chyba miało znaczyć, że jeszcze kiedyś go zobaczę, ale... On nie wrócił, choć mi obiecał. Nie wrócił po mnie. Nie wróci.
Anna poczuła, że pieką ją oczy. Skuliła się i ukryła głowę między kolanami. Tak czuła się bezpiecznie. Jej policzek dotykał jakiegoś miękkiego materiału. Otworzyła oczy zaskoczona. Dotąd nie zdążyła się przyjrzeć temu co miała na sobie, ale na pewno nie było to ubranie, w które miała na sobie wcześniej. Wytrzeszczyła oczy ze strachu. Więc już wiedzą?
Usłyszała szelest pościeli i ciche kroki. Poczuła jak materac ugina się pod ciężarem kolejnej osoby, która na nie weszła.
-Przepraszam, że spytałem cię o tatę - szepnął chłopiec, nieporadnie klepiąc Ann po plecach. Mała podniosła główkę i spojrzała w pełne skruchy oczy towarzysza.
-Nie, dobrze, że mnie spytałeś. Dzięki temu odczuwam troszkę mniejszy smutek.
-Tak myślisz?
Pokiwała skwapliwie głową na potwierdzenie swoich słów. Twarz chłopca rozjaśnił szeroki uśmiech.
-To mogę spytać cię o wszystko?
-Nie.
-Ej!
-Teraz moja kolej. Opowiedz mi o swojej rodzinie. Z tego co wiem masz dwójkę rodzeństwa.
-Tak, brata i siostrę. Oboje starszych. Nawet nie wiesz jaka to męczarnia.
I tak Anna postanowiła nie myśleć o tym, że obcy dla niej ludzie poznali jej największą tajemnicę. Zamiast tego wsłuchiwała się z zaciekawieniem w opowieść chłopca o umarłych wampirach, które były nieumarłe, a potem odzyskiwały śmiertelność, tracąc wspomnienia oraz o uwielbieniu jego rodziny do krwistych steków.
***
Alec wziął głęboki wdech i otworzył drzwi do kliniki. Od razu od progu zauważył Brata Dominika, który stał przed drzwiami, tak jakby na niego czekał. Alec wzdrygnął się. Nie przepadał za Cichymi Braćmi, a ten w szczególności przyprawiał go o dreszcze. Zawsze mu się wydawało, że Brat Dominik jest wszędzie tam, gdzie go być nie powinno. Teraz, o nic nie pytany, odezwał się w głowie Lightwooda:
Dziewczyna wiele przeszła. Jej ramiona są całe w dziwnych symbolach i znakach, których nie umiemy odszyfrować, a ciało ponaznaczane wieloma bliznami. Proszę na nią uważać.
I wyszedł, jakby to co przed chwilą powiedział nie miało najmniejszego znaczenia. Alec powiódł za nim spojrzeniem. Miał dziwne wrażenie, że Cichy Brat nie może być wiele starszy od niego. Pokręcił głową, aby wyrzucić tą myśl z głowy i wszedł do głównej sali kliniki. Od razu zauważył Ann siedzącą na łóżku, a obok niej syna Isabelle, który o czymś zawzięcie gadał. Uśmiechnął się na ten widok. Dziewczynka zauważyła go i posłała mu leciutki uśmiech.
-Max, nie zamęcz naszego gościa swoim gadaniem, dobrze? - powiedział Alec, próbując powstrzymać śmiech.
-Nie zamierzałem... - wyglądał na naprawdę skruszonego. Spojrzał na Ann. Dziewczynka roześmiała się.
-Nie martw się. Mi nie przeszkadza twoje gadanie - odpowiedziała na jego spojrzenie. Tym czasem Alec podszedł i stanął w nogach łóżka, przypatrując się tej dwójce. Wydawało się, że paplanina Maksymiliana Lewisa wcale dziewczynce nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, cieszyła się z tego, że chłopiec mówi wszystko wprost. Alec naprawdę nie chciał tego przerywać, ale musiał. W momencie, gdy chłopiec przerwał swoje gadanie, aby zaczerpnąć oddech, mężczyzna się wtrącił:
-Max, mógłbyś zostawić nas samych? Chciałbym pogadać z Anną.
Max przez chwilę patrzył na niego niezrozumiałym wzrokiem, po czym spojrzał na dziewczynkę, a jego oczy rozjaśniły się w zrozumieniu.
-To ty jesteś Anna! - wykrzyknął z lekkim oburzeniem. Dziewczynka pokiwała głową z lekkim rozbawieniem. Chłopiec pokiwał z wolna głową, po czym zeskoczył z łóżka.
-Do zobacz...
-Nie! - przerwała mu Ann ze strachem w lodowo-niebieskich oczach. I Max, i Alec popatrzyli na nią zdziwieni i zaskoczeni jej wybuchem. Dziewczynka spuściła wzrok zmieszana.
-Ja... ja po prostu się nie żegnam. Nie w ten sposób. Ostatnim razem to się źle skończyło.
Max pokiwał głową w zrozumieniu.
-W takim razie... cześć, Ann, wujku.
I wyszedł z kliniki, próbując ukryć to, że utyka.
Alec wziął głęboki oddech, aby przygotować się na to co musiał powiedzieć młodej.
-Jak się czujesz? - spytała nagle Ann, patrząc uważnie na mężczyznę. Ten roześmiał się cicho.
-Co w tym śmiesznego? - dziewczynka wyglądała na urażoną. Zmarszczyła brwi, próbując przeanalizować zachowanie Aleca.
-Przepraszam, po prostu... To ja powinienem zadać ci to pytanie. Ale dobrze. Czuję się dobrze. A ty?
-Bywało znacznie gorzej - odparła z delikatnym, ale smutnym uśmiechem. Alec przysiadł się na brzegu łóżka.
-Ann, powiedz mi, co ci robili w tej rezydencji? - pytanie ledwo przeszło przez gardło Aleca. Wiedział jednak, że musi się spytać. Uśmiech od razu zniknął z twarzy dziewczynki. Mężczyzna przestraszył się lekko, że ją zranił.
- Jeśli nie chcesz mówić, nie musisz - zaczął, ale dziewczynka mu przerwała.
-Nie, masz rację. Powinnam to komuś powiedzieć.
Przełknęła ślinę, po czym podwinęła rękawy bawełnianej koszuli nocnej. Oczy mężczyzny rozszerzyły się. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Gdy Brat mu o tym powiedział, spodziewał się paru znaków. Zamiast tego ujrzał skórę, prawie całkowicie pokrytą różnymi przedziwnymi znakami lub maleńkimi symbolami.
-Jest tego więcej? - spytał z drżącym głosem. Nie mógł uwierzyć jak ktoś, ktokolwiek, kto mógł coś takiego zrobić dziecku. Dziewczynka przygryzła wargę, po czym odgarnęła włosy, które dotąd wciąż zakrywały jej połowę twarzy. Oczom Aleca ukazała się paskudna blizna, przecinająca policzek. Potem dziewczynka odsłoniła obojczyk. Ta rana wyglądała na świeżą. Została zszyta przez Cichych Braci, którzy woleli nie ryzykować z iratze. Miała kształt pentagramu.
-Takich jak ta jest jeszcze wiele - szepnęła cicho, zasłaniając symbol materiałem. Alec pokiwał głową załamany. Czuł się teraz odpowiedzialny za tą małą, choćby nie wiadomo co miało się stać. Położył dłoń na jej ramieniu.
-Blizny tworzą naszą historię, tworzą nas samych, nasz charakter - powiedział, niepewny czy dziewczynka mu uwierzy. Ta o dziwo się uśmiechnęła.
-Wiem, tata mi to zawsze powtarzał.
Odwzajemnił jej uśmiech.
Potem powiem jej o przesłuchaniu, pomyślał, odchodząc od łóżka dziewczynki, gdy ta ponownie usnęła. Chciałby, żeby jej życie się jakoś ułożyło. Teraz to było jego największe pragnienie.
Dziewczyna wiele przeszła. Jej ramiona są całe w dziwnych symbolach i znakach, których nie umiemy odszyfrować, a ciało ponaznaczane wieloma bliznami. Proszę na nią uważać.
I wyszedł, jakby to co przed chwilą powiedział nie miało najmniejszego znaczenia. Alec powiódł za nim spojrzeniem. Miał dziwne wrażenie, że Cichy Brat nie może być wiele starszy od niego. Pokręcił głową, aby wyrzucić tą myśl z głowy i wszedł do głównej sali kliniki. Od razu zauważył Ann siedzącą na łóżku, a obok niej syna Isabelle, który o czymś zawzięcie gadał. Uśmiechnął się na ten widok. Dziewczynka zauważyła go i posłała mu leciutki uśmiech.
-Max, nie zamęcz naszego gościa swoim gadaniem, dobrze? - powiedział Alec, próbując powstrzymać śmiech.
-Nie zamierzałem... - wyglądał na naprawdę skruszonego. Spojrzał na Ann. Dziewczynka roześmiała się.
-Nie martw się. Mi nie przeszkadza twoje gadanie - odpowiedziała na jego spojrzenie. Tym czasem Alec podszedł i stanął w nogach łóżka, przypatrując się tej dwójce. Wydawało się, że paplanina Maksymiliana Lewisa wcale dziewczynce nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, cieszyła się z tego, że chłopiec mówi wszystko wprost. Alec naprawdę nie chciał tego przerywać, ale musiał. W momencie, gdy chłopiec przerwał swoje gadanie, aby zaczerpnąć oddech, mężczyzna się wtrącił:
-Max, mógłbyś zostawić nas samych? Chciałbym pogadać z Anną.
Max przez chwilę patrzył na niego niezrozumiałym wzrokiem, po czym spojrzał na dziewczynkę, a jego oczy rozjaśniły się w zrozumieniu.
-To ty jesteś Anna! - wykrzyknął z lekkim oburzeniem. Dziewczynka pokiwała głową z lekkim rozbawieniem. Chłopiec pokiwał z wolna głową, po czym zeskoczył z łóżka.
-Do zobacz...
-Nie! - przerwała mu Ann ze strachem w lodowo-niebieskich oczach. I Max, i Alec popatrzyli na nią zdziwieni i zaskoczeni jej wybuchem. Dziewczynka spuściła wzrok zmieszana.
-Ja... ja po prostu się nie żegnam. Nie w ten sposób. Ostatnim razem to się źle skończyło.
Max pokiwał głową w zrozumieniu.
-W takim razie... cześć, Ann, wujku.
I wyszedł z kliniki, próbując ukryć to, że utyka.
Alec wziął głęboki oddech, aby przygotować się na to co musiał powiedzieć młodej.
-Jak się czujesz? - spytała nagle Ann, patrząc uważnie na mężczyznę. Ten roześmiał się cicho.
-Co w tym śmiesznego? - dziewczynka wyglądała na urażoną. Zmarszczyła brwi, próbując przeanalizować zachowanie Aleca.
-Przepraszam, po prostu... To ja powinienem zadać ci to pytanie. Ale dobrze. Czuję się dobrze. A ty?
-Bywało znacznie gorzej - odparła z delikatnym, ale smutnym uśmiechem. Alec przysiadł się na brzegu łóżka.
-Ann, powiedz mi, co ci robili w tej rezydencji? - pytanie ledwo przeszło przez gardło Aleca. Wiedział jednak, że musi się spytać. Uśmiech od razu zniknął z twarzy dziewczynki. Mężczyzna przestraszył się lekko, że ją zranił.
- Jeśli nie chcesz mówić, nie musisz - zaczął, ale dziewczynka mu przerwała.
-Nie, masz rację. Powinnam to komuś powiedzieć.
Przełknęła ślinę, po czym podwinęła rękawy bawełnianej koszuli nocnej. Oczy mężczyzny rozszerzyły się. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Gdy Brat mu o tym powiedział, spodziewał się paru znaków. Zamiast tego ujrzał skórę, prawie całkowicie pokrytą różnymi przedziwnymi znakami lub maleńkimi symbolami.
-Jest tego więcej? - spytał z drżącym głosem. Nie mógł uwierzyć jak ktoś, ktokolwiek, kto mógł coś takiego zrobić dziecku. Dziewczynka przygryzła wargę, po czym odgarnęła włosy, które dotąd wciąż zakrywały jej połowę twarzy. Oczom Aleca ukazała się paskudna blizna, przecinająca policzek. Potem dziewczynka odsłoniła obojczyk. Ta rana wyglądała na świeżą. Została zszyta przez Cichych Braci, którzy woleli nie ryzykować z iratze. Miała kształt pentagramu.
-Takich jak ta jest jeszcze wiele - szepnęła cicho, zasłaniając symbol materiałem. Alec pokiwał głową załamany. Czuł się teraz odpowiedzialny za tą małą, choćby nie wiadomo co miało się stać. Położył dłoń na jej ramieniu.
-Blizny tworzą naszą historię, tworzą nas samych, nasz charakter - powiedział, niepewny czy dziewczynka mu uwierzy. Ta o dziwo się uśmiechnęła.
-Wiem, tata mi to zawsze powtarzał.
Odwzajemnił jej uśmiech.
Potem powiem jej o przesłuchaniu, pomyślał, odchodząc od łóżka dziewczynki, gdy ta ponownie usnęła. Chciałby, żeby jej życie się jakoś ułożyło. Teraz to było jego największe pragnienie.
I mamy pierwszy rozdział ;) Jak wrażenia?
OdpowiedzUsuńAnn
Początek trochę zawiły stylistycznie, ale nie będę o tym wspominać, żeby Cie nie demotywować :-D, Wszak najważniejsza jest fabuła, a co do niej - piszesz w taki sposób, że człowiek nie może się doczekać następnego rozdziału... Cóż po prostu potrafisz zaciekawić...
OdpowiedzUsuńRozwijaj się dalej i twórz, a zobaczymy, co z tego wyniknie.
Lucy :-)
Dziękuję bardzo. Zamierzam tak postąpić ^^
OdpowiedzUsuńAnn
Z wielką przyjemnością nominuję Cię do LBA! Szczegóły na moim blogu:)
OdpowiedzUsuńhttp://sara-corka-aslana.blogspot.com/
Bells
Bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńwww.dramone-droga-do-szczescia.blogspot.com