Nadszedł dzień przesłuchania. Konklawe zostało wezwana do nowojorskiego Instytutu. Normalnie wszyscy zostali by wezwani do Miasta Szkła, ale teraz trzeba było wziąć pod uwagę, że dziewczynka, która była sprawczynią tego całego zamieszania nie powinna przekroczyć granic Alicante.
Magnus stał teraz, oparty o jeden z regałów w bibliotece, patrząc na Aleca, który natomiast przypatrywał się małej. Dziewczynka siedziała na podłodze. Widać było, że się stresuje, ale syn Isabelle i Simona zręcznie odwracał jej uwagę od tego co ją czekało, pokazując jej przeróżne obrazki z Indeksu dla młodych Nocnych Łowców. Magnus usłyszał jak Max opowiada nowej koleżance o Darach Anioła. Nagle do biblioteki wpadła Konsul.
-Alec, podejdź do mnie na chwile. Mamy problem.
Mężczyzna wstał zaskoczony i podszedł do kobiety. Nachylili się ku sobie i cicho o czymś rozprawiali. Magnus czuł niepokój Aleca i jego wściekłość. Nagle oczy Nefilim się rozszerzyły.
-Nie mogą użyć Miecza! - wykrzyknął. - Przecież to dziecko. Do tego jest...
-Przyziemną? Obawiam się Alec, że znaleźli na jej ciele blizny po znakach z Szarej Księgi. Wiesz co to oznacza.
-Wiedzą, że w jej żyłach płynie krew Nocnego Łowcy - odparł Alec, garbiąc się zrezygnowany.
-Przykro mi, że nie udało ci się jej tego oszczędzić. Zdążyłam zauważyć jak się o nią troszczysz - powiedziała Jia, a Magnus poczuł do niej przypływ sympatii. Kobieta położyła Alecowi dłoń na ramieniu. - Spróbuj ją na to przygotować.
-Nie wiem czy to coś da. Miecz Anioła zadaje ból, a ona... Za dużo już przeszła. Czy na prawdę Rada musi być tak bezduszna?
-Twój ojciec wiedzie wśród nich prym. A wiesz jaki on jest...
-Ta, wiem - odparł Alec ze skwaszoną miną, przeczesując włosy. Magnus dobrze wiedział, że ten gest oznacza, iż mężczyzna czuje się bezradny. - A więc mam pozwolić im na wykorzystanie, przy przesłuchiwaniu małej, Miecza Anioła? I ty, w imieniu Rady, pytasz mnie o zgodę?
Jia z bólem w oczach pokiwała głową.
W tym samym momencie rozległo się głuche uderzenie. Magnus zaskoczony odwrócił się w stronę dzieci. Anna stała osłupiała, wpatrzona w Aleca i panią Konsul ze strachem w oczach. U jej stóp leżało grube tomiszcze. Widocznie to spadło na ziemię. Magnus spojrzał na nią ze smutkiem. Widocznie usłyszała całą rozmowę. Alec przełknął ślinę, dochodząc do tych samych wniosków co jego partner. Mężczyzna podszedł do małej i ukląkł, tak, że teraz ich oczy znajdowały się na tym samym poziomie. Coś do niej szeptał, uspokajał ją. Max bezradnie stał obok, nie wiedząc co zrobić. Magnus widział w jego oczach chęć niesienia pomocy. Czarownik przywołał go do siebie dyskretnym ruchem dłoni.
-Odnajdź mamę albo tatę i poproś, aby któreś tu przyszło, dobrze?
Chłopiec kiwnął głową, zadowolony, że dostał jakieś konkretne zadanie. Nocni Łowcy nie lubili stać bezczynnie.
Jia smutno patrzyła na Aleca, który był teraz obejmowany przez chude, wytatuowane ramiona dziewczynki. Wiedziała, że okrutne jest używanie Miecza na dziecku, które tyle przeszło, ale wiedziała również, że to słuszne działanie. Westchnęła cicho i opuściła pokój. Czuła, że teraz to już sprawa pomiędzy Aleciem i dziewczynką.
Anna próbowała powstrzymać łzy, które same cisnęły się jej do oczu. Dzięki Maxowi wiedziała jak działa Miecz. Trzymając go nie można kłamać. Jednak dlaczego ci ludzie uważali, że mogłaby kłamać? Po co? By kryć tych, którzy ją skrzywdzili? Ukryła twarz w zagłębieniu obojczyka Aleca. Gdy jej łzy były wsiąkane przez szary sweter, a mężczyzna szeptał jej cicho do ucha uspokajające słowa czuła, jakby to ojciec ją obejmował jeszcze zanim ci ludzie zaczęli ją torturować na jego oczach. Próbowali z niego wyciągnąć wszystko, co wiedział na temat czegoś o czym dziewczynka nigdy nie słyszała. Aby to osiągnąć zadawali jej ból, cierpienie. Ona płakała, krzyczała, aby przestali, chociaż nie chciała ani płakać, ani krzyczeć. Po każdej takiej serii tortur ojciec chwytał ją w ramiona i błagał, aby mu wybaczyła. I ona zawsze to robiła. Wybaczała mu. Kochała ojca i pomimo tego, że czasem nie rozumiała pewnych rzeczy, o których jej opowiadał, starała się je zapamiętać.
Teraz tak samo Alec prosił ją o wybaczenie, choć dziewczynka zdawała sobie sprawę, że nie miał zbyt wielkiego wpływu na decyzję Rady, o której mówił jej Max. Wtuliła się mocniej w niego. Wydawało jej się, że teraz nie tylko Alec ją pociesza, ale i ona jego. Na tą myśl jeszcze mocniej zacisnęła ramiona wokół jego szyi. Po dłuższej chwili przestała płakać i teraz zamiast tego dostała nieznośnej czkawki. Puściła szyję mężczyzny i teraz po prostu oparła główkę o jego pierś, wciąż siedząc mu na kolanach, tak jak często miała to w zwyczaju, gdy jeszcze jej ojciec był z nią i ją wspierał, pomimo tego, że tamci naciskali. Zacisnęła paluszki na swetrze mężczyzny. Jak zamykała oczy czuła się prawie jak w objęciach taty. Nawet pachnieli bardzo podobnie, choć od ojca zawsze było czuć jeszcze zapach morza, nawet jeśli dawno nie był na jego brzegu. Ten zapach przesiąkł go na dobre i był stałym elementem jego osoby. Teraz jej tego brakowało, ale postanowiła to zignorować, skupiając się na zapachu mydła zmieszanym z jakimś słodkim, drzewnym zapachem, którego Anna nie potrafiła określić.
-Tata - z jej ust wymknęło się jedno ciche słowo, które zawisło w powietrzu. Alec spiął się lekko, jednak po chwili dziewczynka poczuła jak się rozluźnia. Ciepła ręka pogłaskała ją po głowie.
-Nie jestem twoim tatą, ale mogę postarać się go chwilowo zastąpić.
W tym momencie Magnus postanowił podejść bliżej. Uklęknął przed Aleciem, uważnie wpatrując się w dziewczynkę. Ta spojrzała na niego i nagle jej źrenice się rozszerzyły w niemym zdumieniu.
-Mój kot miał takie oczy jak ty - stwierdziła nagle poważnym tonem, tak niepasującym do dziecka. Magnus uśmiechnął się lekko.
-A jak miał na imię twój kot? - spytał, przekrzywiając lekko głowę.
-Nie wiem - odparła cicho, nagle jeszcze bardziej przygaszona niż przed chwilą. - Nie zdążyłam mu go nadać. Zabrali mi go z rąk i wypatroszyli na moich oczach.
Magnus zamrugał powiekami, aby wyzbyć się sprzed oczu makabrycznego obrazu.
-Jak byś go nazwała, gdyby nadal żył? - spytał, starając się zachować rezon. Anna zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała.
-Kapitan Pleśniak, bo miał niezdrowy, lekko zielonkawy kolor, albo Generał Chase*, bo zanim go złapałam musiałam się trochę pomęczyć.
Alec roześmiał się cicho.
-Ma podobny gust do imion jak ty, Magnusie.
-Tak? - spytała dziewczynka, patrząc zaciekawiona na Magnusa. - A jakie nadawałeś imiona?
-Mój pierwszy kot nazywał się Wielki Catsby, a drugi Prezes Miau. Oba koty były bardzo dobrymi towarzyszami - odparł czarownik z godnością, na którą było trudno, gdy jego partner próbował się nie roześmiać. Magnus nie wiedział co go tak śmieszyło.
I wtedy drzwi się otworzyły, a do biblioteki weszła Isabelle. Gdy zobaczyła całą trójkę siedzącą na dywanie, uśmiechnęła się lekko.
-Jaki słodki widok - powiedziała ze śmiechem, zwracając tym samym na siebie uwagę zgromadzonych. - Cała rodzinka w komplecie.
Po czym obróciła się na pięcie i wyszła, zadowolona, że nie musi uspokajać zapłakanego dzieciaka. Pozostawiła ich z minami, świadczącymi o tym, że nie wiedzieli co się właśnie wydarzyło. Jednak była szczęśliwa, bo zobaczyła w oczach brata coś czego od dawna nie widziała. Nie potrafiła tego nazwać, ale wiedziała, że jest to coś, czego mu dotąd brakowało.
____________________________________________________
* chase - z angielskiego oznacza to pościg, jakby ktoś nie wiedział ;)
Zapraszam do zakładki Liebster Blog Award ;)
-Alec, podejdź do mnie na chwile. Mamy problem.
Mężczyzna wstał zaskoczony i podszedł do kobiety. Nachylili się ku sobie i cicho o czymś rozprawiali. Magnus czuł niepokój Aleca i jego wściekłość. Nagle oczy Nefilim się rozszerzyły.
-Nie mogą użyć Miecza! - wykrzyknął. - Przecież to dziecko. Do tego jest...
-Przyziemną? Obawiam się Alec, że znaleźli na jej ciele blizny po znakach z Szarej Księgi. Wiesz co to oznacza.
-Wiedzą, że w jej żyłach płynie krew Nocnego Łowcy - odparł Alec, garbiąc się zrezygnowany.
-Przykro mi, że nie udało ci się jej tego oszczędzić. Zdążyłam zauważyć jak się o nią troszczysz - powiedziała Jia, a Magnus poczuł do niej przypływ sympatii. Kobieta położyła Alecowi dłoń na ramieniu. - Spróbuj ją na to przygotować.
-Nie wiem czy to coś da. Miecz Anioła zadaje ból, a ona... Za dużo już przeszła. Czy na prawdę Rada musi być tak bezduszna?
-Twój ojciec wiedzie wśród nich prym. A wiesz jaki on jest...
-Ta, wiem - odparł Alec ze skwaszoną miną, przeczesując włosy. Magnus dobrze wiedział, że ten gest oznacza, iż mężczyzna czuje się bezradny. - A więc mam pozwolić im na wykorzystanie, przy przesłuchiwaniu małej, Miecza Anioła? I ty, w imieniu Rady, pytasz mnie o zgodę?
Jia z bólem w oczach pokiwała głową.
W tym samym momencie rozległo się głuche uderzenie. Magnus zaskoczony odwrócił się w stronę dzieci. Anna stała osłupiała, wpatrzona w Aleca i panią Konsul ze strachem w oczach. U jej stóp leżało grube tomiszcze. Widocznie to spadło na ziemię. Magnus spojrzał na nią ze smutkiem. Widocznie usłyszała całą rozmowę. Alec przełknął ślinę, dochodząc do tych samych wniosków co jego partner. Mężczyzna podszedł do małej i ukląkł, tak, że teraz ich oczy znajdowały się na tym samym poziomie. Coś do niej szeptał, uspokajał ją. Max bezradnie stał obok, nie wiedząc co zrobić. Magnus widział w jego oczach chęć niesienia pomocy. Czarownik przywołał go do siebie dyskretnym ruchem dłoni.
-Odnajdź mamę albo tatę i poproś, aby któreś tu przyszło, dobrze?
Chłopiec kiwnął głową, zadowolony, że dostał jakieś konkretne zadanie. Nocni Łowcy nie lubili stać bezczynnie.
Jia smutno patrzyła na Aleca, który był teraz obejmowany przez chude, wytatuowane ramiona dziewczynki. Wiedziała, że okrutne jest używanie Miecza na dziecku, które tyle przeszło, ale wiedziała również, że to słuszne działanie. Westchnęła cicho i opuściła pokój. Czuła, że teraz to już sprawa pomiędzy Aleciem i dziewczynką.
Anna próbowała powstrzymać łzy, które same cisnęły się jej do oczu. Dzięki Maxowi wiedziała jak działa Miecz. Trzymając go nie można kłamać. Jednak dlaczego ci ludzie uważali, że mogłaby kłamać? Po co? By kryć tych, którzy ją skrzywdzili? Ukryła twarz w zagłębieniu obojczyka Aleca. Gdy jej łzy były wsiąkane przez szary sweter, a mężczyzna szeptał jej cicho do ucha uspokajające słowa czuła, jakby to ojciec ją obejmował jeszcze zanim ci ludzie zaczęli ją torturować na jego oczach. Próbowali z niego wyciągnąć wszystko, co wiedział na temat czegoś o czym dziewczynka nigdy nie słyszała. Aby to osiągnąć zadawali jej ból, cierpienie. Ona płakała, krzyczała, aby przestali, chociaż nie chciała ani płakać, ani krzyczeć. Po każdej takiej serii tortur ojciec chwytał ją w ramiona i błagał, aby mu wybaczyła. I ona zawsze to robiła. Wybaczała mu. Kochała ojca i pomimo tego, że czasem nie rozumiała pewnych rzeczy, o których jej opowiadał, starała się je zapamiętać.
Teraz tak samo Alec prosił ją o wybaczenie, choć dziewczynka zdawała sobie sprawę, że nie miał zbyt wielkiego wpływu na decyzję Rady, o której mówił jej Max. Wtuliła się mocniej w niego. Wydawało jej się, że teraz nie tylko Alec ją pociesza, ale i ona jego. Na tą myśl jeszcze mocniej zacisnęła ramiona wokół jego szyi. Po dłuższej chwili przestała płakać i teraz zamiast tego dostała nieznośnej czkawki. Puściła szyję mężczyzny i teraz po prostu oparła główkę o jego pierś, wciąż siedząc mu na kolanach, tak jak często miała to w zwyczaju, gdy jeszcze jej ojciec był z nią i ją wspierał, pomimo tego, że tamci naciskali. Zacisnęła paluszki na swetrze mężczyzny. Jak zamykała oczy czuła się prawie jak w objęciach taty. Nawet pachnieli bardzo podobnie, choć od ojca zawsze było czuć jeszcze zapach morza, nawet jeśli dawno nie był na jego brzegu. Ten zapach przesiąkł go na dobre i był stałym elementem jego osoby. Teraz jej tego brakowało, ale postanowiła to zignorować, skupiając się na zapachu mydła zmieszanym z jakimś słodkim, drzewnym zapachem, którego Anna nie potrafiła określić.
-Tata - z jej ust wymknęło się jedno ciche słowo, które zawisło w powietrzu. Alec spiął się lekko, jednak po chwili dziewczynka poczuła jak się rozluźnia. Ciepła ręka pogłaskała ją po głowie.
-Nie jestem twoim tatą, ale mogę postarać się go chwilowo zastąpić.
W tym momencie Magnus postanowił podejść bliżej. Uklęknął przed Aleciem, uważnie wpatrując się w dziewczynkę. Ta spojrzała na niego i nagle jej źrenice się rozszerzyły w niemym zdumieniu.
-Mój kot miał takie oczy jak ty - stwierdziła nagle poważnym tonem, tak niepasującym do dziecka. Magnus uśmiechnął się lekko.
-A jak miał na imię twój kot? - spytał, przekrzywiając lekko głowę.
-Nie wiem - odparła cicho, nagle jeszcze bardziej przygaszona niż przed chwilą. - Nie zdążyłam mu go nadać. Zabrali mi go z rąk i wypatroszyli na moich oczach.
Magnus zamrugał powiekami, aby wyzbyć się sprzed oczu makabrycznego obrazu.
-Jak byś go nazwała, gdyby nadal żył? - spytał, starając się zachować rezon. Anna zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała.
-Kapitan Pleśniak, bo miał niezdrowy, lekko zielonkawy kolor, albo Generał Chase*, bo zanim go złapałam musiałam się trochę pomęczyć.
Alec roześmiał się cicho.
-Ma podobny gust do imion jak ty, Magnusie.
-Tak? - spytała dziewczynka, patrząc zaciekawiona na Magnusa. - A jakie nadawałeś imiona?
-Mój pierwszy kot nazywał się Wielki Catsby, a drugi Prezes Miau. Oba koty były bardzo dobrymi towarzyszami - odparł czarownik z godnością, na którą było trudno, gdy jego partner próbował się nie roześmiać. Magnus nie wiedział co go tak śmieszyło.
I wtedy drzwi się otworzyły, a do biblioteki weszła Isabelle. Gdy zobaczyła całą trójkę siedzącą na dywanie, uśmiechnęła się lekko.
-Jaki słodki widok - powiedziała ze śmiechem, zwracając tym samym na siebie uwagę zgromadzonych. - Cała rodzinka w komplecie.
Po czym obróciła się na pięcie i wyszła, zadowolona, że nie musi uspokajać zapłakanego dzieciaka. Pozostawiła ich z minami, świadczącymi o tym, że nie wiedzieli co się właśnie wydarzyło. Jednak była szczęśliwa, bo zobaczyła w oczach brata coś czego od dawna nie widziała. Nie potrafiła tego nazwać, ale wiedziała, że jest to coś, czego mu dotąd brakowało.
***
Clarissa Adela Herondale zdecydowanie miała dosyć tego głupiego przesłuchania. Mógł mieć na to swój wpływ niedawny poród, po którym kobieta była totalnie wycieńczona. Potarła delikatnie kark, słysząc strzyknięcie w stawach. Widocznie nawet wojownikom mogło zamrozić mięśnie od długiego siedzenia w bezruchu. Jednak zanim opuściła pokój zebrań spojrzała jeszcze raz na małą dziewczynkę, stojącą między Aleciem a Magnusem. Dziewczynka żywo o czymś rozprawiała z tym drugim. Kobieta uśmiechnęła się w duchu. Podziwiała małą. Dziewczynka postawiła się Konklawe, mówiąc, że nie będzie odpowiadała na żadne z pytań, choćby nie wiadomo jak bolało, jeśli nie pozwolą "temu panu z niebieskimi oczyma" trzymać się za rękę. Gdy mała to powiedziała, jedna połowa sali wyglądała na rozbawioną, a druga na zniesmaczoną. Natomiast sam Alec wyglądał na zaskoczonego i niewiedzącego co zrobić, a pomimo tego widać było, że próbuje się nie roześmiać. W końcu jednak Konsul przeszła do przesłuchiwania małej. Starała się być łagodna, co widocznie nie bardzo się podobało Inkwizytorowi. Dla niego mała mogła być szpiegiem wroga, którego nikt nie znał. Według Clary, Robert Lightwood powoli popadał w paranoję.
Gdy Annie zaproponowano Akademię Nocnych Łowców jako miejsce, w którym mogłaby się ulokować, schronić i rozpocząć naukę, mała odmówiła. Clarissa była dumna ze słów dziewczynki.
-Pragnę zostać Nocnym Łowcą, bo był nim mój ojciec. Jednak nie zamierzam korzystać z Akademii. Pragnę uczyć się tutaj, oczywiście o ile Nefilim z Nowego Jorku się zgodzą.
Anna wypowiedziała to z taką powagą, że musieli jej posłuchać. Po prostu musieli. Przynajmniej tak odczuwała to Clary. Widziała w dziecku żałobę, żal, ale i siłę niespotykaną u osób w jej wieku. Siłę i pewność tego, czego chce. Teraz musieli wszyscy czekać na decyzję Konklawe. Do tego należało gdzieś małą ulokować. W Nowym Jorku było parę rodzin Nocnych Łowców, ale Clarissa była pewna, że żadna z nich się nie zgodzi. Ona sama, nawet jeśli by chciała, nie mogła jej przyjąć. Miała już trójkę dzieci, których było trzeba wciąż pilnować. Pozostawał Instytut, ale w nim mieszkali Lewisowie, którzy również mieli własne dzieci. Oczywiście, Clary wiedziała, że to będzie pierwsze miejsce o jakim będzie myślało Konklawe, ale... Ani Isabelle, ani Simonowi nie będzie to na rękę.
Westchnęła cicho. Wiedziała, że na pewno wszyscy się postarają, aby wyszkolić małą, ale bała się o jej psychikę w przyszłości. W końcu przeżyła piekło. Z tego co mówiła podczas przesłuchania wynikało, że jej oprawcy nie znali słowa litość. Anna wydawała się jednak silna, a rodzina, w której ją ulokują, musi potrafić odciągnąć jej wspomnienia na drugi plan i zastąpić je przyjemniejszymi.
-No nic, musimy czekać na decyzję - powtórzyła na głos, a mąż spojrzał na nią rozbawiony.
-Zaczynasz rozmawiać sama ze sobą, Clarisso. Podobno to pierwsze objawy starzenia się - poinformował ją, powstrzymując uśmiech, który cisnął mu się na usta. Kobieta trzepnęła go w ramię.
-Jesteś nieznośny - powiedziała ze śmiechem, po czym ruszyła ku wyjściu z Instytutu. Należało w końcu zdjąć z ramion matki ciężar jakim bywały dzieci Herondale'ów.
-Pragnę zostać Nocnym Łowcą, bo był nim mój ojciec. Jednak nie zamierzam korzystać z Akademii. Pragnę uczyć się tutaj, oczywiście o ile Nefilim z Nowego Jorku się zgodzą.
Anna wypowiedziała to z taką powagą, że musieli jej posłuchać. Po prostu musieli. Przynajmniej tak odczuwała to Clary. Widziała w dziecku żałobę, żal, ale i siłę niespotykaną u osób w jej wieku. Siłę i pewność tego, czego chce. Teraz musieli wszyscy czekać na decyzję Konklawe. Do tego należało gdzieś małą ulokować. W Nowym Jorku było parę rodzin Nocnych Łowców, ale Clarissa była pewna, że żadna z nich się nie zgodzi. Ona sama, nawet jeśli by chciała, nie mogła jej przyjąć. Miała już trójkę dzieci, których było trzeba wciąż pilnować. Pozostawał Instytut, ale w nim mieszkali Lewisowie, którzy również mieli własne dzieci. Oczywiście, Clary wiedziała, że to będzie pierwsze miejsce o jakim będzie myślało Konklawe, ale... Ani Isabelle, ani Simonowi nie będzie to na rękę.
Westchnęła cicho. Wiedziała, że na pewno wszyscy się postarają, aby wyszkolić małą, ale bała się o jej psychikę w przyszłości. W końcu przeżyła piekło. Z tego co mówiła podczas przesłuchania wynikało, że jej oprawcy nie znali słowa litość. Anna wydawała się jednak silna, a rodzina, w której ją ulokują, musi potrafić odciągnąć jej wspomnienia na drugi plan i zastąpić je przyjemniejszymi.
-No nic, musimy czekać na decyzję - powtórzyła na głos, a mąż spojrzał na nią rozbawiony.
-Zaczynasz rozmawiać sama ze sobą, Clarisso. Podobno to pierwsze objawy starzenia się - poinformował ją, powstrzymując uśmiech, który cisnął mu się na usta. Kobieta trzepnęła go w ramię.
-Jesteś nieznośny - powiedziała ze śmiechem, po czym ruszyła ku wyjściu z Instytutu. Należało w końcu zdjąć z ramion matki ciężar jakim bywały dzieci Herondale'ów.
____________________________________________________
* chase - z angielskiego oznacza to pościg, jakby ktoś nie wiedział ;)
Zapraszam do zakładki Liebster Blog Award ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz