sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 4

 7 lat później...
   Max szedł obok Ann w milczeniu.Wiedział, że zawinił i teraz lepiej jej ponownie nie podpaść. Szli więc powoli, mijając pojedyncze kałuże, które pozostały w szparach w chodniku po wczorajszym deszczu. Anna wciąż się nie odzywała, a Max nie zamierzał jej do tego zmuszać. Wolał tą nieprzyjemną, niezręczną ciszę niż krzyki czy pełne wyrzutu słowa przyjaciółki, które zapewne już układała sobie w głowie. Pewnie zacznie mu tym swoim łamiącym się głosem wszystko wyrzucać, pewnie będzie go oskarżać, pewnie...

sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 3

   Anna już od dłuższego czasu siedziała Alecowi na kolanach. Bała się. Bała się tego co ogłosi Konklawe. Ścisnęła dłoń mężczyzny, zastanawiając się dlaczego mu zaufała. Może powodem było to, że jak go drasnęła to nie był zły i nie zamierzał się mścić? Może dlatego, że wyglądał jak anioł? Dziewczynka nie znała powodu, ale czuła, że dobrze postąpiła, ufając Alecowi. To była słuszna decyzja.

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 2

   Nadszedł dzień przesłuchania. Konklawe zostało wezwana do nowojorskiego Instytutu. Normalnie wszyscy zostali by wezwani do Miasta Szkła, ale teraz trzeba było wziąć pod uwagę, że dziewczynka, która była sprawczynią tego całego zamieszania nie powinna przekroczyć granic Alicante.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział 1

   Ten pomysł zdecydowanie się Alecowi nie podobał. Konsul, Jia Penhallow stała przed nim i twardo patrzyła mu w oczy. Widać było, że sama próbuje się przekonać co do tego pomysłu, co tylko utwierdzało Aleca w przekonaniu, że kobiecie też to się nie podoba.
-Wybacz, ale tak zadecydowała Rada. Przecież dobrze o tym wiesz. Ani ty, ani ja, ani w ogóle nikt z tych, którzy byli przeciwni nie mieli zbyt dużego wpływu na przepływ głosowania. To było prawie jednogłośne.
-Ale nie możecie przesłuchiwać małej dziewczynki! - zaprotestował Alec, powtarzając dokładnie te same słowa, które wykrzyczał na całą salę narad.

sobota, 1 sierpnia 2015

Prolog

   Ruiny starej rezydencji, znajdujące się na przedmieściach Brooklinu odstraszały nie tylko Przyziemnych, którzy nawet nie ważyli się zburzyć tego przybytku, ale i Podziemnych, którzy skarżyli się, że w rezydencji jest coś niewątpliwie demonicznego. Cóż, tereny posiadłości nie wyglądały na zamieszkałe przez "coś demonicznego". Co prawda od niegdyś białej, bądź beżowej fasady odłaziła płatami farba, z dachu większość dachówek już dawno się zsunęła, a alejki były całe pozarastane, nie przycinanymi od bardzo dawna krzewami róż, ale nikt nie pomyślałby, że mieszkały tu demony lub coś ich pokroju. Unikano tego miejsca ze względu na poczucie, że stało się tu coś strasznego. Takie coś czuło się tylko przy demonach.