Weszła do ciemnego pokoju. Rozejrzała się niespokojnie, zaciskając dłonie na łuku. Wydawało jej się, że i to pomieszczenie jest puste. Nagle drzwi za nią się zamknęły, a na środku pomieszczenia rozbłysł okrąg ustawiony ze świeczek. Ann wiedziała już co to znaczy. Ile to razy widziała podobny w salonie lub gabinecie Magnusa. Przełknęła ślinę.
Rozum krzyczał by przestała, by się nie ruszała, nie słuchała, ale ciało robiło zupełnie co innego. Parło wolno na przód, jakby dając umysłowi czas do wyboru, który nie istniał. Dziewczyna nie wiedziała co zrobić. Nagle drzwi się otworzyły, a do środka wpadła znajoma postać.
- Ann, stój! - krzyknął Alec, ale było już za późno. Dziewczyna już przerwała krąg i sama stała w jego środku. Świat zawirował. Nie wiedziała co się dzieje. Próbowała wyrwać się z własnego ciała, próbowała zrobić choć jeden krąg, pragnęła coś zrobić, ale stopy przywarły jej do podłogi. Jednak po chwili poczuła, że się rusza. Jednak nie była to jej zasługa. Umysł ogarnęła mgła i po chwili Anna nie wiedziała już nic.
***
Jakiś demon zaatakował Aleca. Mężczyzna zauważył jak do pomieszczenia wpadają kolejni Nocni Łowcy, ale on przede wszystkim chciał się przedrzeć do córki. Ciął potwora i już po chwili Isabelle zajęła jego miejsce, każąc mu oczami iść do niej. Kiwnął głową, gdy bicz śmignął w powietrzu. Szybko prześlizgnął się obok Jace'a, który pędził pomóc Izzy, i ciął w nogi jakiegoś pomniejszego demona. W końcu wśród dymu i odurzającego zapachu palonej siarki dostrzegł jej sylwetkę. Stała wpatrzona w przestrzeń, w ogóle nie reagując na nic co działo się wokół niej. Po chwili zobaczył jeszcze czyjąś inną sylwetkę - Dany zbliżył się do niej i próbował wyciągnąć z pentagramu. Alec skrzywił się. W ogóle nie powinno go tu być. Ani go, ani jej. Zaczął biec w ich kierunku. Ann ciągle nie reagowała na potrząsanie ramionami, które fundował jej nauczyciel. Nagle Alec ze zdziwieniem, zaskoczeniem i strachem zobaczył jak dziewczyna porusza głową, patrzy na młodego Branwella, a potem zwala go z nóg jednym uderzeniem ramienia. Szybko dopadł do niej, przytrzymując ręce przy tułowiu. Dziewczyna spojrzała na niego pustym wzrokiem.
Na ciebie czekałam - usłyszał w swojej głowie. Jęknął, krzywiąc się. Prawie co nie puścił swojej córki. ta jednak się nie ruszała. Pomyślał, że Magnus na pewno będzie mógł coś na to poradzić. Już chciał ją siłą wyprowadzać z pomieszczenia, w którym panowała walka, ale ta gwałtownie straciła grunt pod nogami. Gdyby jej nie trzymał, upadłaby. Wziął ją na ramiona i wyniósł z pokoju z zamiarem ponownego powrotu do walki. Ułożył ją przy ścianie, odgarniając jej włosy z twarzy. Pogładził ją z czułością po policzku.
- Coś ty sobie myślała tu przychodząc? - szepnął, wstając. Odwrócił się z zamiarem powrotu do pomieszczenia, gdy nagle usłyszał czyjś głos. Obcy. Obrócił się, nie zbyt pewny czy dobrze słyszał. Przed nim stała Ann z delikatnym uśmiechem na ustach. Jednak jej oczy nie błyszczały jak zwykle. Zdawały się puste.
- Tak, Alexandrze, zacznę od ciebie, bo jesteś jej najbliższy. Potem wyniszczę wszystkich. Ci których kocha zginą, a ja będę patrzeć na jej rozpacz. A każdą dokona tego własnymi rękoma, nawet nie będąc tego świadoma. Tak, zemszczę się na jej matce.
Alec wbrew sobie stał i słuchał słów wypływających z ust jego córki, dziewczynki, którą kochał, którą wychował.
Teraz jednak stała przed nim zupełnie inna osoba. Podeszła do niego, ale on nie był w stanie się ruszyć. Nie wierzył w to co się dzieje. Nie mógł uwierzyć w to, że w ręce dziewczynki, którą kochał pojawił się nóż ofiarny, nie mógł uwierzyć, że ostrze zanurza się w jego piersi. Nie mógł uwierzyć w tak perfekcyjne kłucie - tuż pod żebrami do serca. Upadł na ziemię w kałuże krwi, jego własnej.
- Za łatwo poszło - usłyszał głos obcej kobiety, po czym stracił świadomość. Jednak zanim to się stało pomyślał jeszcze: To nie jest moje dziecko.
- Za łatwo poszło - usłyszał głos obcej kobiety, po czym stracił świadomość. Jednak zanim to się stało pomyślał jeszcze: To nie jest moje dziecko.
***
Ann poczuła jak wszystko do niej wraca. W końcu odzyskała kontrolę nad ciałem, nad myślami. Miała ochotę skakać z radości. Ale wtedy odzyskała kontrolę nad oczyma i wspomnieniami. Upadła na kolana przy ciele ojca. Sztylet wypadł jej z ręki, gdy fala wydarzeń, w których zdawała się nie uczestniczyć zalała jej umysł. To była jej wina. Głowa opadła na klatkę piersiową mężczyzny, którego nazywała ojcem. Poczuła gorące łzy wzbierające jej w oczach. Nie zważała na to, że jest cała umorusana krwią ojca. Była ojcobójcą. Nagle zdała sobie sprawę, że klatka się unosi. Mężczyzna jeszcze oddychał. Słabo, ale...W Ann wezbrała nowa nadzieja. Zaczęła wzywać pomocy. Po chwili na korytarz wypadł Jace, a za nim Isabelle, Clary i Simon. Przystanęli na widok zakrwawionej Ann i Aleca.
- Clary, pomóż mu! - krzyknęła dziewczyna. Po chwili na korytarz zaczęli wychodzić kolejni Nefilim. Clarissa przypadła do Aleca i zaczęła na rysować run na jego skórze.
- Nie działa - jęknęła, gdy tatuaż od razu zniknął. Gdy Jace sam postanowił spróbowac doznała dziwnego wrażenia deja'vu.
- Clary, pomóż mu! - krzyknęła dziewczyna. Po chwili na korytarz zaczęli wychodzić kolejni Nefilim. Clarissa przypadła do Aleca i zaczęła na rysować run na jego skórze.
- Nie działa - jęknęła, gdy tatuaż od razu zniknął. Gdy Jace sam postanowił spróbowac doznała dziwnego wrażenia deja'vu.
- Czym go raniono? - spytała Ann. Dziewczyna wskazała na sztylet leżący u jej stóp.
- Kto? - odezwała się Izz, przełykając ślinę.
Ann milczała.
- On jeszcze oddycha. Zabierzcie go do Magnusa - szepnęła. - Pomóżcie mu! - dodała, gdy zauważyła brak jakiejkolwiek reakcji z ich strony. To ich orzeźwiło. Zaraz Jace, Simon i zabrali mężczyzną.
Isabelle przypadła do nastolatki.
- Kto mu to zrobił? Co? Powiedz mi.
Ann poczuła jak łzy wzbierają w jej oczach.
Ann poczuła jak łzy wzbierają w jej oczach.
- Ja - mruknęła bezgłośnie. Ciocia spojrzała na nią nic nie rozumieją. - JA - powtórzyła głośniej. Isabelle aż się cofnęła. Spojrzała na bratanicę z obrzydzeniem. - Możesz mnie zabrać - mruknęła zrezygnowana. - Wydaj mnie!
- To właśnie zamierzałam zrobić - odparła gorzko kobieta. W tej chwili bardziej przypominała Mayryse niż kiedykolwiek. Ann spuściła głowę, próbując stłumić łzy. To był koniec. Miała dziwne przeczucie, że nadzieja odratowania Aleca była bezpodstawna, a pragnienie by kiedykolwiek jej wybaczono jeszcze mniej obiecujące. W tej chwili, bardziej niż kiedykolwiek, pragnęła, aby to się skończyło, aby skończyło się to marne życie.
Zabiję cię! Przez ciebie teraz płaczę. Jak mogłaś?! Jak?!
OdpowiedzUsuńMój Alec...
Moja Ann...
Jak mogłaś, zły człowieku?
A gdzie wena i czekolada? :c
UsuńWiedziałam, że cię zaskoczę xD
Buziaki,
Ann
Cudoo *-*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na rozdział trzeci !
http://you-never-know-when-death-comes.blogspot.com
DODAJ szybko NEXT!!!
OdpowiedzUsuńPs. MAM zaszczyt nominowania cię do LBA! Więcej TU:
http://the-mortal-instruments-another-story.blogspot.com/2016/01/liebster-blog-award.html